NIE MASZ PRAWA - ciekawy artykuł z Przeglądu Piaseczyńskiego
Hej Ty! Tak, do Ciebie mówię! Ty, który najgłośniej krzyczysz, jak źle Ci się tu dzieje! Ty, który przyjechałeś tu, by zmieniać to miasto i okolice na swoją modłę! Ty, który – co tu kryć – płacisz podatki „gdzieś tam”, a wymagasz tutaj. I wiesz co Ci powiem? Nie masz prawa!
Czy w jakiejkolwiek, normalnej, rynkowej dziedzinie życia dzieje się tak, że jednemu się daje, a od drugiego wymaga? Czy podpisując polisę OC w towarzystwie PZU, będziesz dochodził swoich praw w Warcie, bo akurat tak Ci wygodniej? Czy zapisując dziecko do szkoły w Konstancinie i widząc, że ma złe wyniki w nauce i jest niegrzeczne, pójdziesz do dyrektorki szkoły w Piasecznie, bo tam masz bliżej? Chyba nie. Ale nie masz żadnych oporów, by wspierać swoją rodzinną „Gdzieś tam w Polsce” podatkami na rozwój infrastruktury, edukację, bezpieczeństwo itp., po czym wymagać tego samego od Piaseczna.
Współczesny socjalizm
Nie powiem, może nie jesteś do końca temu winien, bo przecież przykład kombinacji rozmaitych idzie z góry, jest promowany w filmach jako zaradność życiowa, chociaż to nadal przekręt. Ba, może wychowałeś się jeszcze w socjalizmie, a może nasiąknąłeś już jako młody człowiek ideologią socjalną, czy też postępową europejską solidarnością społeczną. Wszak sam rząd daje Ci „doskonały” przykład, ściągając rok w rok bajońskie sumy z tytułu „janosikowego”, nad którym na chwilę się zatrzymam.O co chodzi w tym „podatku”? Bogate samorządy z regionów rozwijających się, które jakoś sobie radzą, zarabiają, a przynajmniej nie są bardzo zadłużone, łożą corocznie grube miliony (w skali kraju miliardy) złotych, by w imię „solidarności społecznej” i „wyrównywania szans” dotować ubogie regiony na prowincji. Nierzadko janosikowe „zarzyna” samorząd, czego przykładem za chwilę może być starostwo w Piasecznie i o czym świadczy niedawny komunikat zarządu województwa mazowieckiego, który przytoczę:
„udało się wygospodarować 110 mln zł na lipcową i sierpniową ratę. Pod znakiem zapytania stoją kolejne transze. W TAKIEJ SYTUACJI zarząd województwa ZMUSZONY JEST DO ZANIECHANIA płacenia „janosikowego” przez ostatnie cztery miesiące roku.”
Niezły pieniądz, prawda? I nagle przestaje dziwić, czemu wszyscy tak się zżymają na nasze lokalne samorządy – „panie, jak ja jadę na wieś pod wschodnią granicę do rodziny, to tam wszędzie drogi, chodniki, ścieżki rowerowe, od dawna mają kanalizację, nowa szkoła wybudowana, a u nas ciągle nic nie ma…”. Bo nasze pieniądze idą właśnie tam – w rejony, z których młodzież wyjeżdża właśnie chociażby do Piaseczna czy w inne okolice Warszawy. Pompujemy więc kasę w kierunku odwrotnym, niż wskazuje na to migracja ludności… „Wyrównujemy szanse”, czyli tak naprawdę fundujemy piękną fasadę opustoszałego trupa, kosztem zablokowania rozwoju, czy nawet zapewnienia podstawowej infrastruktury w rejonach, które – teoretycznie – mają lepiej.
Co Ty tutaj robisz ?
Więc może przyjechałeś właśnie z takiego miejsca, które umownie nazwałem „Gdzieś tam w Polsce”? Nadal masz tam zarejestrowane auto, bo taniej. Podatki też tam płacisz, bo w skarbówce pracuje znajomy, który zawsze pomoże. Oczywiście, raz w miesiącu pojedziesz po wałówkę, bo tam zdrowiej i taniej. Piękne chodniki nie utrzymały Cię tam, bo nie było pracy, bo chciałeś lepszej edukacji dla dzieci, bo chciałeś od życia czegoś więcej? Więc przyjechałeś do Piaseczna. I szok. Bo chodnik krzywy, bo w drodze dziura, bo szkoła za mała, bo tam wszystko było lepsze, na wszystko były pieniądze. A tu ich nie ma. Ale jak to, zakrzykniesz, przecież taka bogata gmina… Masz trochę racji, bo budżet gminy to prawie 300 milionów. Ale potrzeby dużo większe, dzięki takim jak Ty, których nie można zostawić „na lodzie” – trzeba zapewnić miejsce w przedszkolu czy szkole, trzeba częściej naprawiać drogi itp.
Zmiana „na swoją modłę”
A już najgorsze co robisz, to przyjeżdżasz gdzieś i stwierdzasz, że lokalna społeczność żyła dotychczas w błędzie i Ty to naprawisz, bo wiesz nieco więcej niż oni. Więc sprowadzasz się np. do Zalesia Dolnego i stwierdzasz, że to piękne miejsce – i masz rację. Myślisz sobie, że chciałbyś, żeby takim pozostało – i dobrze myślisz (choć już wybudowanie przez Ciebie domu o kilkusetmetrowej powierzchni wciśniętej na działkę między krytym basenem, garażami i domkiem ogrodnika nieco przeczy temu twierdzeniu). Wpadasz więc na genialny pomysł, że trzeba całą miejscowość wpisać jako zabytek. Cóż z tego, że wielu mieszkańców ma domy – owszem, z historią, mające swoje lata i tak dalej – ale dach, zamiast historyczną dachówką ceramiczną, pokryli przy naprawie blachą. Taniej i skuteczniej, ale Ciebie to razi – za nic nie możesz pozwolić, żeby to piękne skądinąd budownictwo zatraciło swój charakter! Cóż z tego, że kogoś na to nie stać – to nie Twój problem, że inni nie mają pieniędzy (albo zdolności kredytowej) – najwyżej się wyprowadzą, nie? ściągniesz znajomych, obstawi się budynek rusztowaniami że niby remont, zburzy, postawi od nowa w podobnym stylu i będzie cudownie! Fakt, że zmieniasz styl życia i charakter miejscowości, czy może społeczności, to dla Ciebie nieistotny szczegół. Bo teraz jesteś Ty. Więc wiesz co?
Nie masz prawa
Oczami – na razie wyobraźni – widzę sytuację, w której przychodzisz pierwszego września z dzieckiem do szkoły – a tu zonk! Bo dziecko skreślone z listy uczniów. Jak to – dziwisz się – i z lekka poirytowany biegniesz do dyrekcji. Pani dyrektor uprzejmie informuje Cię, że szkoła jest już niemalże przepełniona, a subwencja oświatowa na Twoje dziecko, wraz z podatkami, została „Gdzieś tam w Polsce”. I ze szczerym, słowiańskim uśmiechem na twarzy wręcza Ci delegację dziecka do szkoły w Twoim rodzinnym mieście. Widzę Cię w urzędzie gminy, gdy wołasz naczelnika od odwodnień i kategorycznie żądasz, żeby osuszyli Ci teren i oczyścili go ze śmieci, które naniosła wylewająca Jeziorka. Naczelnik uprzejmie prosi Cię o skreślenie kilku słów na papierze, aby pozostał formalny ślad Twojej obecności i wniosku. Piszesz więc uprzejmą prośbę, która następnie wędruje faksem do urzędu „Gdzieś tam w Polsce”, która – jako Twoja gmina – jest odpowiedzialna za zapewnienie Ci bezpieczeństwa powodziowego (i dysponuje na to przekazanymi przez Ciebie w formie podatku środkami). Nie może być tak, że nie dajesz nic, a oczekujesz wszystkiego – jakaś elementarna równowaga w przyrodzie musi być. Ja wiem, że to problem, zmienić dokumenty, czy choćby w odpowiednią rubryczkę PIT-u wpisać „Urząd Skarbowy w Piasecznie”. Ale dopóki tego nie zrobisz, okradasz nas – nas, którzy płacimy podatki tutaj, w nadziei, że pójdą na realizację naszych potrzeb, podczas gdy gremialnie zrzucamy się także na Twoje potrzeby. Więc zanim następnym razem zaczniesz krzyczeć o tym, jak Ci tu źle, spójrz w dowód. Sprawdź, gdzie złożyłeś ostatnio PIT. I pamiętaj, że nikt Cię tu na siłę nie osiedlał, ani tym bardziej nie będzie trzymał.PS. Acha, jeśli się jeszcze nie zorientowałeś, ten artykuł to prowokacja. Może sprowokuje do myślenia. Może do zmiany czegoś w życiu (np. miejsca składania PIT-a). Może sprowokuje też kogoś do „dania mi w mordę”. Dlatego zaznaczam wyraźnie, że to prowokacja, a nie manifest w celu wysiedlenia niepłacących podatków, jasne?
Krzysztof Dynowski
PS.
Nie masz prawa
Po napisaniu tego artykułu i wielu dyskusjach w redakcji, doszedłem do wniosku, iż oto czuję się jak nieopłacana jednostka samorządowa, wchodząca w skład biura promocji urzędu. Cóż jednak począć, skoro takie właśnie podejście jest mi bliższe?
Podobnie jak redaktor naczelny, jako romantyczny idealista podatki płacę tutaj i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mógłbym to robić inaczej. Ba, zgodnie ze słowami redakcyjnego kolegi, mógłbym przecież wybrać sobie samorząd, który sprawniej operuje przekazanymi przeze mnie środkami.Wyobrażam sobie jednak sytuację, w której wielu mieszkańców – skuszonych „wolnością wyboru” – zacznie płacić podatki np. w Warszawie – w imię komunikacji, kultury, etc. Niech to będzie połowa mieszkańców Piaseczna, które będzie wiązało koniec z końcem za pomocą cudów, pożyczek i kreatywnej księgowości, jeżeli w ogóle. I oczywiście będzie można wtedy powiedzieć, że Warszawa gospodaruje środkami rozsądnie (bo ma ich „więcej”), zaś Piaseczno rządzone jest przez nieudaczników (bo ma „za mało” pieniędzy).Wierzę – i następujące słowa proszę traktować w pełni teoretycznie, a nie jako przyganę czy pochwałę dla kogokolwiek z naszych lokalnych włodarzy – że każda osoba, która ma zarządzać czymś więcej niż własnym czasem (choć i to bywa niekiedy trudne), powinna mieć do tego pełen zestaw „narzędzi” – choćby po to, aby mogła swobodnie realizować swoją wizję (oraz abyśmy mogli ją potem z tego mądrze rozliczyć). Brak jakiegoś elementu czy zasobu zawsze jest wykorzystywany, aby usprawiedliwić swoje niepowodzenia, a nam przychodzi się zastanawiać, czy faktycznie był nieudacznikiem, czy to okoliczności nie pozwoliły mu rozwinąć skrzydeł. Skoro więc możemy te „okoliczności” ograniczyć, a jednocześnie sprawić, by nam wszystkim żyło się potencjalnie troszkę lepiej – czemu nie?
Krzysztof Dynowski
Źródło : Przegląd Piaseczyński strona 3
http://www.przegladpiaseczynski.pl/imag ... e_2013.pdf