(Nie)posyłajcie 6-latków do I klasy

Jeżeli masz niepoukładane myśli, które nie pasują do głównych kategorii forum, to miejsce odpowiednie dla Ciebie. Zamieszczamy tu rozbiegane myśli szalonej głowy. W związku z tym, że to wolna strefa, to ta część forum jest pod ścisłym nadzorem moderatorów.

Moderator: GTW

(Nie)posyłajcie 6-latków do I klasy

Postautor: Paulina » wt kwie 09, 2013 6:57 am

Zamysł reformy może i był dobry. Nie ma co ukrywać, że zmiany są potrzebne, bo jesteśmy społeczeństwem starzejącym się i bez zmian w przyszłości będziemy mieli problemy z wypłacaniem emerytur (oczywiście tu jest miejsce na elaborat o OFE). Jednak mimo wszystko ta reforma mogła przynieść sporo dobrego. A niesie jak na razie same problemy. Błędnie wszyscy wszystko uogólniają, jedni mówią, że szkoły są przygotowane, inni, że nie są. Jedni mówią, że wcześniejsze podjęcie nauki jest dobre dla dziecka, inni że nie. Nie powinna mieć tu miejsca sytuacja budząca wątpliwości i sprzeczne interesy. A jednak tak się stało. Jedni naciskają, a inni się bronią.

Szkoły są za czy przeciw?

Jest to zadziwiające, ale nie wszystkie szkoły oficjalnie naciskają na nabór sześciolatków do I klasy. W indywidualnych rozmowach z rodzicami wcale nie starają się przekonywać do posyłania pociech wcześniej. A przedszkolanki w publicznych przedszkolach owszem, z racji tego, że jest za mało miejsc w przedszkolach. Ten rok jest szczególny, bo 5-latek może iść do przedszkola albo do klasy "zero" (obowiązkowe wychowanie przedszkolne w szkole), aby spełnić roczny obowiązek wychowania przedszkolnego i iść za rok, jako 6-latek już do I klasy. Dlatego przedszkola wolą, żeby 5-latki szły do "zerówek". Nacisk może się odbywać na przykład poprzez mniejsze dotacje, które dostają przedszkola na 6-latki. Dyrektorom przedszkoli ma się opłacać "wypchnięcie" 6-latków do szkół.

Dlaczego rodzice muszą wybierać?

Największym problemem tej reformy jest pozostawienie wyboru rodzicom, co do wcześniejszego posłania dziecka do I klasy. Powstał duży społeczny szum negatywnie odbijający się na dzieciach. Niby nie ma narzędzi na popchnięcie dziecka do I klasy, ale mogą być różne naciski na rodzica i w zależności czego rodzic się przestraszy, to taką decyzję podejmie. Rodzice nie powinni być stawni przed takim wyborem. Rodzice nie są wykształconymi psychologami, pedagogami i przedszkolankami w jednym, aby ocenić, czy ich dziecko nadaje się do I klasy.
Zawsze ich ocena będzie subiektywna i niekoniecznie zgodna z rzeczywistością. Bo każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, ale każdy to "jak najlepiej" może wyobrażać sobie inaczej. I dlatego dwóch rodziców mając teoretycznie identyczne dzieci może podjąć zupełnie inne decyzje. I tu nie chodzi o to, że każdy zachowuje się inaczej, ale konsekwencją tego będzie bardzo mocne wymieszanie dzieci o różnych możliwościach i zdolnościach. Ale też wymieszanie dzieci rozwiniętych emocjonalnie w różnym stopniu, nie wspominając możliwościach fizycznych, które są potrzebne choćby do nauki pisania. Oczywiście jest stawiana diagnoza przez wychowawczynię dziecka w przedszkolu, ale sama ocena też będzie przeprowadzana inaczej przez różne przedszkolanki. Są takie, które diagnozują każde dziecko indywidualnie, zabierając je do oddzielnego pokoiku w trakcie zabawy, ale diagnoza może też być po prostu przeprowadzona całościowo, zadania rozwiązywane przez grupę jednocześnie, a opinia o dziecku wystawiana przez panią "z pamięci" i wtedy wynik na pewno nie będzie wiarygodny.
Rodzice dzieci urodzonych w 2007 w tej chwili intensywnie poszukują informacji, które pomogłyby podjąć decyzję o wybraniu I klasy, a nie "zerówki". Napotykają sprzeczne informacje: te wysyłane przez walczących rodziców o nieposyłanie dzieci wcześniej do szkoły oraz informacje kreowane przez rząd. Spodziewać można by się było też trzeciej, która płynęłaby od nauczycieli szkolnych. Jednak tu jest pewne zaskoczenie, bo choć oficjalnie muszą twierdzić, że szkoły są przygotowane do przyjęcia sześciolatków w I klasie, to nieoficjalnie nie wyrażają całkowitego poparcia tej idei.

Co dla kogo znaczy "całkiem nieźle"?

Są szkoły w mniejszych miejscowościach, walczące o przetrwanie, które przyjmują nawet czterolatki do oddziałów "zerówkowych", jeżeli tylko rodzice się zgłoszą. Jeżeli dziecko sobie poradzi, to we wrześniu 2014 r. jako 5-latek pójdzie do I klasy, ale jeżeli będzie miał problemy, to pozostanie kolejny rok w "zerówce" i do I klasy pójdzie jako sześciolatek w 2015 r. To oznacza, że mogą się zdarzyć "zerówki" z uczniami z rocznika od 2007 do 2009 r. Kiedy to najstarsze może uczyć się już czytać, to najmłodsze marzy jeszcze tylko o zwyczajnej zabawie. Tu oczywiście pojawiają się argumenty wysuwane przez rząd, a propagowane przez znane twarze, artystów, aktorów, mówiące o tym, że można uczyć przez zabawę i młodsze dzieci będą się lepiej rozwijać wcześniej zaczynając naukę. Można usłyszeć od takiego aktora, że zna wiele dzieci, które poradziły sobie jako sześciolatek "całkiem nieźle". Ale czy matce chodzi właśnie o to, aby jej pociechy radziły się tylko "całkiem nieźle", czy raczej dobrze i równo…, a może nawet bardzo dobrze.
Godne polecenia są rozmowy z przypadkowymi mamami spotkanymi pod szkołą, z których wynika, że jednak dzieci nie zawsze sobie radzą. Każdy rodzić będzie miał inne zdanie. W każdym razie nie słuchajmy celebrytów, słuchajmy rodziców.

Dwa lata różnicy to nie problem?

Jednak pytanie, które każdy zainteresowany rodzic powinien sobie zadać, dotyczy rozkładu wiekowego dzieci w grupie: czy będzie więcej dzieci młodszych czy starszych? Nauczyciel nie może prowadzić dwóch różnych trybów nauki jednocześnie. Dlatego musi dostosować sposób, tempo i zakres nauczania do większości z grupy. W klasach, gdzie podział wiekowy będzie mniej więcej równy nauczyciel będzie musiał wypracować "złoty środek", aby starsze się nie nudziły, a młodsze nadążały. Nie będzie on idealnym rozwiązaniem dla żadnej grupy wiekowej w tej klasie. Natomiast w klasie z przewagą dzieci starszych, nauczyciel z pewnością będzie prowadził zajęcia w sposób dostosowany właśnie do tej grupy. I na odwrót: w klasie z przewagą młodszych dzieci nauczyciel nie będzie zważał na potrzeby kilku starszych uczniów, bo przeważająca większość młodszych dzieci w sposób zupełnie naturalny "wymusi" na nauczycielu dostosowanie przebiegu zajęć do ich wieku, tak aby nadążały z opanowaniem materiału. Starsze dziecko z pewnością będzie poszkodowane w takim przypadku.
Faktem jest, że większość szkół nie ma zamiaru tworzyć oddzielnych klas, w których dzieci byłyby grupowane według wieku. Charakterystyczny dla szkół z mniejszych gmin, jest podział na klasy według sposobu docierania dziecka do szkoły. Jeżeli dziecko jest w grupie tych dowożonych przez transport szkolny, to musi uczęszczać do klasy z pozostałymi dowożonymi dziećmi. Dzieci dochodzące (niedowożone) są w oddzielnej klasie. Jeżeli są tyko dwie klasy z racji ogólnej ilości zapisanych dzieci, to nie ma żadnej możliwości na podział klas według wieku dzieci.
Między bajki można włożyć hipotezę o tym, że taki miks wiekowy może dobrze wpływać na rozwój, bo młodsze będą się podciągać do starszych. Każda sytuacja jest inna, w każdej szkole jest inny rozkład klas, w każdej klasie jest inny rozkład wiekowy, każde dziecko jest inne.
Zawsze była możliwość wysłania dziecka do szkoły rok wcześniej i rodzicie się na to decydowali, kiedy faktycznie wszystko wskazywało na to, że jest to uzasadnione. Były to nieliczne przypadki i nie przeszkadzały w zrównoważonym prowadzeniu zajęć.
Kiedy we wrześniu 2014 r. w jednej klasie I znajdzie się dziecko, które ma skończone 7 lat, bo jest ze stycznia 2007 oraz uczęszczało ono wcześniej do przedszkola, a potem kolejny rok do "zerówki" oraz dziecko, które skończy 6 lat w grudniu (bo jest z grudnia 2008), które uczęszczało tylko rok do przedszkola, to będziemy mieli dwuletnią przepaść wiekową, a dodatkowo roczną przepaść w przygotowaniu. Kiedy to pierwsze kończy w styczniu 7 lat, to drugie dopiero co skończyło w grudniu 5 lat. Dzieci z tego samego rocznika różnią się rozwojem, a co mówić o takich między którymi może być prawie 24 miesiące różnicy.
Rodzice i dzieci nie powinni być poddawani takim próbom. Tu nie tylko chodzi o to czy dany rodzic podejmie słuszną decyzję. Problemem jest to, że nawet jak faktycznie jego decyzja będzie dobra, to jego dziecko może trafić do grupy dzieci rodziców, którzy podjęli błędną decyzję o posłaniu dziecka wcześniej do szkoły.

A gdyby zabrać się do tego inaczej?

Reforma miałby sens wówczas, gdyby szkoły były od początku przygotowane do przyjęcia sześciolatków oraz gdyby zapewniono odpowiedni podział wiekowy klas. Ogromnym błędem było tak szybkie decydowanie o wysłaniu sześciolatków do szkół, które powinny najpierw dostać dofinansowanie i dwa lata na wprowadzenie zmian dostosowawczych. Dopiero po takim czasie wszystkich jednocześnie wysłać wcześniej do szkoły. Najgorsze jest to, że zapewne przypadło by to na rok 2013 lub 2014, czyli wcale nie opóźniło by reformy, zapewniło by porządek, spokój rodzicom i lepszą przyszłość dzieciom.
świat się zmienia i reformy są potrzebne, dlatego krytyka nie należy się samej reformie, ale sposobu jej przygotowania i przeprowadzenia. Przebieg reformy doprowadził do mętliku, który negatywnie odbije się na edukacyjnej przyszłości naszych dzieci.

http://interia360.pl/polska/artykul/nie ... lasy,62330
Awatar użytkownika
Paulina
 
Posty: 604
Rejestracja: pn wrz 05, 2011 12:12 pm
Lokalizacja: okolice

Wróć do Wolna strefa forum powiatu piaseczyńskiego

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości

cron