autor: Krzysztof Dynowski » pt wrz 30, 2011 8:53 am
Matko i huto, żeśta się uwzięli, ale - żeby nie było, zupełnie prywatnie, jako li tylko sołtys, odpowiadam:
Byłem sobie mieszkańcem. Kiedyś tam. Jeździłem po dziurawych drogach, wieczorami przemykałem szybko chyłkiem przy nieoświetlonych zaroślach, zimą chodziłem z i do liceum skrajem drogi wojewódzkiej, bo nie było chodnika. Jak już wyrosłem z liceum i coś więcej zacząłem w życiu ogarniać, pomyślałem, że coś chyba można z tym zrobić.
Prawie 4 lata temu (w kwietniu miną i wybory będą) zostałem sołtysem. Pierwszy rok poświęciłem na naukę - ludzi, wydziałów, procesów, lokalnego i nie tylko prawa itd. Dzięki temu jestem w stanie coś tam załatwić (mimo że kompetencje sołtysa ograniczają się do - jak to kiedyś trafnie określił jeden z radnych - takiego quasi - listonosza). Jakieś latarnie raz na dwa lata, asfalt na drodze w podobnym terminie, teraz odwodnienie, ale to akurat wyjątkowo decyzja także merytoryczna.
Problem w tym, że tą całą "drobnicę" załatwiam w gminie. Jak idę do Powiatu coś popróbować - zazwyczaj kiła. O województwie już nie wspomnę. Kto ja dla nich jestem - psi ch..., przyszedł z jakiejś wioski i myśli że my ważniejszych spraw nie mamy. Krysiu, podaj mi kawę i ciastko...
Dlaczego startowałem w wyborach na radnego - bo z mojej pozycji [cenzura] mogę. Widzę potrzeby, mam jakiś tam pomysł, jak to zrealizować - to jedno. Dwa, mam dosyć przesympatycznych Pań i Panów którzy podniecają się nie wiadomo jak że zrobili 1000 głosów jako jedynka Platformy dajmy na to... Jakby na jedynkę kozę wstawić, też by dostała z 500... Trzy to fakt, że ani w Chyliczkach, ani w sąsiednich Chylicach, nigdy nie było Radnego. I wsie są w sempiej termie, bo każdy to olewał równo.
Czy jest złe, że chciałbym, aby Chyliczki miały swojego radnego? Nie, bo jest taka potrzeba, (nawet niech raz na dwie kadencje każda miejscowość ma swojego radnego, to już coś). Czy źle, że kandyduje sołtys? Wydaje mi się, że lepiej, niż ktoś kto zapewnia, że dobro wsi leży mu na sercu i w ogóle, a sprowadził się dwa lata temu i kojarzy czwórkę sąsiadów ze swojej uliczki.
Idąc tropem myśli autora (jednego i drugiego), jak już osiągnąłeś jakiś szczebel, trzymaj się go i nie wychylaj wyżej, bo Cię zetną.
W mojej opinii, fajnie by było, żeby KTOś z Piaseczna został posłem. Nie jakiś przemądrzały profesorzyna czy inna partyjna cholera, która siedzi na d... na wiejskiej czy gdzieś w biurze w stolicy i ma w serdecznym poważaniu, co się dzieje dookoła. Przydałby się ktoś stąd, kto tu był, jest i nie oleje nas jak wyżej wspomniani.
Czy będzie to Mizerski, czy - dajmy na to - Wojtek Ołdakowski z PIS (choć pis nie lubię, znam go jako konkretnego i merytorycznego człowieka) czy Artur Dębski od Palikota (jak się przemogę jakoś do kochanych inaczej to nawet nawet) - whatever. Niech to tylko nie będzie jakaś sierota zażygana o której nikt nigdy nic nie słyszał albo stary partyjny wyjadacz - ktoś po środku tej skali. Byleby był.