Znajomi prowadzą niedaleko Grójca stawy rybne typowo hobbystycznie nie zarobkowo. Jakiś rok temu pojechali do Wrocławia. Podróż długa, męcząca. Tam też kilka godzin się zeszło, więc postanowili coś zjeść. Trafili na restaurację gdzie powiedziano im, że podają dobrą dziczyznę. Do stolika podchodzi kelnerka i podaje menu, znajomi nie wzięli kart, tylko spytali o dziczyznę. Mieli ochotę na sarninę, na to kelnerka że nie ma. No to może jelenia, kelnerka, że też nie ma, to może zająca, zająca też nie ma, a bażant, też nie ma. Zdegustowani całą sytuacją spytali a co jest, a kelnerka jest dziki karp