autor: Beata » pt mar 26, 2010 9:56 pm
W czwartek, 18 marca w Głoskowie dokonano makabrycznego odkrycia. W jednym z domów znaleziono zwłoki trzyosobowej rodziny i psa. Przyczyną śmierci było najprawdopodobniej zatrucie tlenkiem węgla.
Ciała państwa R. i ich psa odkryto w czwartek, tuż po godzinie 20. Makabrycznego znaleziska dokonali członkowie rodziny, którzy zaniepokojeni faktem, że w wynajmowanym przez R. domu nikt od kilku dni nie odbiera telefonów postanowili złożyć swoim najbliższym wizytę. Po wejściu do środka (drzwi frontowe do domu były otwarte) zobaczyli leżące na podłodze zwłoki Andrzeja R., jego żony - 39-letniej Anny R. oraz 13-letniej córki Joanny R. Leżeli oni w różnych pomieszczeniach i byli ubrani, co może sugerować, że ponieśli śmierć w ciągu dnia. W domu przy ulicy Millenium panował niesamowity fetor, ponieważ wszystkie ciała znajdowały się w stanie zaawansowanego rozkładu. Podobno mogły przeleżeć tak nawet ponad dwa tygodnie. Za tezą tą przemawia fakt, że Joanna R., uczennica szkoły w Złotokłosie, ostatni raz pojawiła się na zajęciach 1 marca i od tamtej pory nikt jej nie widział.
Policja wszczyna dochodzenie
Po kilku minutach na miejsce tragedii dotarli policjanci z grupy dochodzeniowo-śledczej w Piasecznie. Potem dojechali jeszcze strażacy, pogotowie gazowe, lekarz sądowy oraz policjanci z wydziału terroru i zabójstw KSP. - Wydział zabójstw wzywa się wówczas, gdy zachodzi podejrzenie, że w śmierci ofiar mogły brać udział osoby trzecie - mówi mł. asp. Maciej Piotrowski z KPP w Piasecznie, dodając że w chwili obecnej - do czasu uzyskania wyników sekcji zwłok - policja nie wyklucza żadnej hipotezy dotyczącej śmierci rodziny R. Nie oznacza to jednak, że jedne hipotezy nie są bardziej prawdopodobne od innych...
Jest sporo niejasności
Jako, że odkrycie dokonane w Głoskowie było naprawdę makabryczne, od razu pojawiło się sporo domysłów dotyczących zagadkowej śmierci państwa R. Najbardziej prawdopodobna wersja, za którą opowiada się także policja, jest taka, że przyczyną śmierci rodziny było zatrucie tlenkiem węgla. Fakt, że w chwili wejścia do domu specjalistycznych ekip po zabójczym gazie nie było ani śladu, o niczym podobno nie świadczy. - Gdy strażacy weszli do domu państwa R. urządzenia pomiarowe faktycznie nie wskazały śladu czadu - potwierdza kpt. Maciej Kołakowski z PSP w Piasecznie. - Należy jednak pamiętać, że dom nie jest pomieszczeniem hermetycznym i tlenek węgla mógł się w ciągu kilkunastu dni ulotnić. Oczywiście pod warunkiem, że nie było już źródła wytwarzania się CO... - zastrzega Kołakowski. Źródłem takim mógłby być np. kominek, ewentualnie piec na drzewo lub węgiel. Tymczasem w domu R. było ogrzewanie gazowe, a w momencie wejścia do środka policji i specjalistycznych służb, w budynku było ciepło (stąd m.in. tak zaawansowany rozkład zwłok), co mogłoby sugerować, że piec cały czas działał. W domu był też kominek, jednak, jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, nie był on używany przez domowników.
Cichy zabójca
Jeśli za śmiercią rodziny rzeczywiście stałby czad, trudno wyobrazić sobie, że państwo R. (i pies), chodząc swobodnie po domu w jednej chwili przewróciliby się tam, gdzie stali. Trudno podejrzewać, że wszystkie trzy osoby w jednej chwili mogłyby stracić przytomność, tym bardziej, że zatrucie czadem następuje etapami - najpierw pojawiają się zawroty i bóle głowy, następnie wymioty, konwulsje, a dopiero potem śpiączka i zgon. Aby objawy te następowały po sobie w odstępie kilkunastu sekund, albo niektóre z nich zostały całkowicie pominięte, stężenie bezwonnego CO musiałoby być naprawdę ogromne i przekraczać 1 proc. składu powietrza (wówczas utrata przytomności nastąpiłaby po 2-3 wdechach), co w praktyce zdarza się niezwykle rzadko, a w warunkach domowych (niehermetyczne pomieszczenie) jest praktycznie niemożliwe.
Wiejska legenda?
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że w okolicach głów denatów utworzyły się plamy mogące przypominać zakrzepłą, ludzką krew. Pewnie to spowodowało, że narodziła się kolejna, o wiele bardziej złowieszcza wersja śmierci rodziny R. - morderstwo! Z ust do ust zaczęła krążyć historia, jakoby Andrzej R. był świadkiem koronnym w głośnym mafijnym procesie, którego po latach odnaleźli dawni kumple. Karą za zdradę miało być poderżnięcie gardła całej rodzinie i zastrzelenie psa. Jednak pojawienie się pod głowami ofiar tajemniczych plam może mieć o wiele prostsze wytłumaczenie. Być może plamy te były po prostu efektem rozkładu ciał.
Pomimo to policja - do chwili oficjalnego ogłoszenia wyników sekcji zwłok - woli dmuchać na zimne. - Ze względu na zaawansowany proces rozkładu zwłok, na miejscu zdarzenia nie było możliwe zweryfikowanie czy denaci posiadają ślady obrażeń zewnętrznych, co wówczas mogłoby sugerować, że do ich śmierci przyczyniły się osoby trzecie - mówi mł. asp. Maciej Piotrowski. - W mieszkaniu nie znaleziono jednak ani śladów włamania, ani walki - dodaje.
Tak więc, wątpliwości może rozwiać jedynie sekcja zwłok. W tej chwili sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Piasecznie. Rodzina R. była uznawana za spokojną, nieco izolującą się od sąsiadów i otoczenia. - Według naszej wiedzy to była normalna, przeciętna rodzina - kończy asp. Piotrowski.
autor Tomasz Wojciuk
źródło Kurier Południowy wydanie nr 335, 2010-03-26