Ostatnimi czasy doświadczyłem na własnej skórze że premier nie rzucał słów na wiatr.
Przynajmniej w dziedzinie transportu publicznego ostatnio bardzo się polepszyło.
Nie wiem czy tak jest zawsze ponieważ od czasu zmiany rozkładu jazdy jechałem pociągiem tylko 2 razy, ale te 2 razy czułem się jak w japońskim metrze - do pociągu trzeba było się wciskać niemal z rozpędu.
Raz jechałem pociągiem 8:04 następnym razem (dzisiaj) 7:47 - oba pociągi z Piaseczna do Warszawy. W obu przypadkach przyjechał tylko jeden skład pociągu, a ludzi jakoś nie ubyło.
Czy tak jest zawsze czy miałem pecha ?