autor: Tomasz » sob lip 18, 2009 4:43 pm
W ostatnim czasie na terenie Piaseczna doszło do dwóch poważnych wypadków, do których wzywane były karetki Falcka - firmy obsługującej teren powiatu piaseczyńskiego. Do każdego z tych zdarzeń karetki jechały ponad pół godziny i nie na sygnale
Pierwsze zgłoszenie od czytelnika zbulwersowanego szybkością reagowania Falcka otrzymaliśmy około 10 dni temu. Do wypadku doszło na ulicy Julianowskiej 42, gdzie z okna pierwszego piętra wypadł chłopiec, prawdopodobnie narodowości senegalskiej.
- Widziałem tego chłopca. Leżał na ziemi i krwawił - mówi mieszkający nieopodal pan Jacek. - Najpierw nie mogliśmy dodzwonić się na numer alarmowy 112, a kiedy już się nam to udało na ambulans musieliśmy czekać jakieś 40 minut. To niedopuszczalne, tym bardziej, że baza Falcka jest 500 m stąd. Nie rozumiem jakim cudem ta karetka tak długo tu jechała? - pyta retorycznie nasz czytelnik.
GOSiR czeka na ambulans
Do drugiego wypadku doszło tydzień później w piaseczyńskim GOSiRze. Tam, na pływalni, poważnego urazu głowy doznał kilkuletni chłopiec, który prawdopodobnie był narodowości czeczeńskiej.
- Jestem zbulwersowany tym, że pogotowie wzywane do wypadku, w którym - w moim przekonaniu - istniało ryzyko zagrożenia życia, ponieważ rozcięcie głowy było naprawdę bardzo głębokie, przyjechało po 35 minutach - relacjonuje Leopold Zawiślak, dyrektor GOSiRu.
- Kiedy zapytałem tych panów, dlaczego zjawili się tak późno, to ich pierwsze zdanie brzmiało „a kim pan jest?”. W ogóle wchodzili do budynku jakby szli na jakieś spotkanie towarzyskie: wolniutko, spokojnym krokiem. Są na to świadkowie. Zdziwiło mnie także, że karetka nie przyjechała na sygnale. Całe szczęście, że ratownicy są przeszkoleni w zakresie udzielania pierwszej pomocy, a na miejscu była także pani pielęgniarka. Niestety nie wiem, jaki jest teraz stan tego chłopca. Jedna rzecz mnie zastanawia: skoro ta firma wygrała przetarg, musiała spełnić jakieś warunki. Jestem ciekaw jakie były założenia przetargowe i jak są one realizowane. Gdzie oni mają bazę, że dojazd zabrał im aż 35 minut? No i dlaczego jechali aż z Góry Kalwarii? Czyżby Falck miał tylko jedną karetkę? - pyta retorycznie dyrektor Zawiślak. - Poprzednia firma przyjeżdżała w ciągu 5-10 minut. Ta sprawa wymaga wyjaśnienia. Jak nie będziemy reagować czas przyjazdu ambulansu może w przyszłości jeszcze się wydłużyć...
Czeczen traktowany inaczej?
Podobne zdanie na ten temat ma także kierownik pływalni GOSiR, Konrad Kurek.
- Kiedy na naszym terenie działała „Wołoska” karetki przyjeżdżały w ciągu 5 minut. A wczoraj - proszę bardzo, mam to w protokole - czekaliśmy na ambulans dokładnie 37 minut - od godziny 16.10 do 16.37. Dzwoniliśmy do Falcka kilkakrotnie, zgłaszając poważny, skroniowy uraz głowy. Pomimo to jechali bez sygnału. - Jestem pewien, że gdyby to było polskie dziecko, nie potraktowali by go w ten sposób. Pierwsze pytanie wysiadającego z karetki lekarza brzmiało „czy to Czeczen?”. Nie wiem czy chodziło o ubezpieczenie, czy może o coś innego...? - zastanawia się potrząsając głową Konrad Kurek.
W GOSiRze zgodnie przyznają, że odkąd teren Piaseczna i okolic obsługuje Falck dojazd karetek bardzo się wydłużył, a 30-minutowe oczekiwanie na ambulans wcale nie należy do rzadkości.
- Obce osoby, które były świadkami tej sytuacji kilkakrotnie pytały dlaczego nie wzywamy karetki, a my przecież dzwoniliśmy po nią wielokrotnie - mówi Arkadiusz Głowacki, ratownik, prezes piaseczyńskiego WOPR. - Zatrzymaliśmy temu chłopcu krwotok. Na tyle, na ile mogliśmy pomóc, pomogliśmy. Mam nadzieję, że z tym chłopcem wszystko jest w porządku.
Każdy kij ma dwa końce
Udało się nam ustalić, że firma Falck obsługuje teren Piaseczna od 1 kwietnia 2008. Kierownikiem ds. ratownictwa w Falcku jest dr Andrzej Kurowski, który wyrwany z ważnej konferencji, zgodził się chwilę z nami porozmawiać.
- Każdy kij ma dwa końce. Nie znam tych konkretnych sytuacji, dlatego proszę zadzwonić do mnie w przyszłym tygodniu, to sprawdzę czy opisywane przez pana przypadki rzeczywiście miały miejsce. Wówczas będziemy mogli się do nich ustosunkować. - mówi kierownik Kurowski - Nie chciałbym niczego oceniać na gorąco, nie znając faktów. Na chwilę obecną mogę powiedzieć tylko tyle, że Piaseczno jest bardzo trudnym rejonem. Dysponujemy tam trzema karetkami, które obsługują naprawdę duży obszar. Poza tym piaseczyński szpital będący filią szpitala MSWiA nie ma izby przyjęć. Dlatego chorych musimy najpierw wozić do Warszawy, a to zajmuje mnóstwo czasu. Sygnał zwykle włączamy wówczas, gdy dyspozytor otrzyma zgłoszenie, że pacjent do którego jedziemy jest nieprzytomny. Nie nadużywamy sygnału, aby nie narażać innych użytkowników ruchu i zespołu karetki. Zaznaczam, że nie wiem, jak było w podanych przez pana sytuacjach. Proszę dać mi czas, abym mógł to sprawdzić.
Do tej sprawy jeszcze wrócimy.
autor: Tomasz Wojciuk
źródło: Kurier Południowy wydanie nr 301, 2009-07-17
Tomasz z Henrykowa