Coś na zagrychę, czyli dania według Kucyka

Podforum dla osób, które uwielbiają gotować lub jeść coś pysznego! To miejsce dla tych, którzy chcą się podzielić z innymi swoimi przepisami kulinarnymi oraz pomysłami na przepyszne dania. Uwielbiasz dobrą kuchnię? To miejsce dla Ciebie!

Moderator: GTW

Postautor: Kuchnia Polowa » ndz lut 12, 2012 7:46 pm

A ja w kostkę dziś kiełbona pokroiłam. To żurobarszcz będzie we wtorek :wink:
Anna i Ernest
Awatar użytkownika
Kuchnia Polowa
 
Posty: 153
Rejestracja: sob sty 14, 2012 5:08 pm
Lokalizacja: Stara Iwiczna/Piaseczno

Postautor: sanchez » ndz lut 12, 2012 9:31 pm

Pierwsza część gotowania, czyli mordęga z krowimi ogonami przypomina mi robienie zimnych nóżek. Tylko zamiast ogonów kopyta się moczą. Ja tam nie czekam wtedy ileś godzin żeby selera i włoszczyznę włożyć. Jak tylko woda zaczyna bąblić, wrzucam liścia, pieprza i całe zielsko.
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: Kucyk » śr lut 15, 2012 11:59 am

Krowich ogonów brak w Piasecznie - czyli ktoś jakiś manewr spekulacyjny wykonuje aby wpłynąć na ceny zupy pho na giełdach światowych. Muszę pogadać ze znajomą sklepową aby zapewniła dywersyfikację dostaw tak strategicznego surowca.

Dziś coś ciekawego z gatunku o Czerwonym Kapturku:

Idzie sobie Czerwony Kapturek przez las, nagle zza drzewa wychodzi wilk:
- Dokąd idziesz głupia ci-po?
- Nie jestem głupia ci-pa tylko Czerwony Kapturek?
- Taak, a czemu nie masz nic na głowie?
- O ja głupia ci-pa zapomniałam kapturka!


Gotowałem wczoraj burito. Mieszam w garze i mieszam, czerwony sos chlapie po kuchni, dodaję cebulkę przesmażoną z czerwoną papryką i curry, ale ciągle coś nie tak z tym smakiem. Niby jest kwaśny, ale nie kwaśny, niby słony ale nie słony, niby intensywny ale jakiś taki jak ostatni odcinek Debaty Społecznej - jednak styropian. No kicha jednym słowem. Obaliłem trzy browary i smak nadal jakiś cienki. Z Agnieszką próbujemy i kombinujemy: może trochę cukru, może sosu sojowego, może więcej kolendry? W sumie to po jakiejś godzinie i tak już pół garnka było "na próby" wyjedzone, zatem można było sobie odpuścić, bo skoro człek najedzony, to po kiego wała gotować? Ale żeby martwa krowa z pomidorami i fasolą mnie pokonała!? Brakuje jakiejś wyraźnej nuty, czegoś co stanowi o wyjątkowości tego goowna... Nagle - po piątym browarze - :idea: olśnienie! Czemu miałem iść do sklepu? O ja głupia ci-pa: właśnie - po imbir, którego brakowało, ale nie chciało mi się drałować, zatem olałem jego dodatek. Już miałem mrozić dupsztala w drodze do punktu sprzedaży, gdy przypomniałem sobie że mam przecież bardzo świeży korzeń. Znaczy korzeń imbiru. Dodałem kilka plasterków... Osz w mordę! To było to - intensywny smak kwaskowy, charakterystyczna ostrość i intensywność i ten właściwy aromat. Brakowało tego pieprzonego, przepraszam, imbirzonego dodatku.
Finał był taki, że potrawa zaczęła tak smakować że drugą kolację zjedliśmy po której mnie wzdęło okrutnie. Ale pokonałem krowę z czerwoną fasolą!
I to było by na tyle.
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: sanchez » śr lut 15, 2012 3:58 pm

Ależ mnie trzymał w napięciu ten opis. Finał historii - niespodziewany. Oczekiwałem raczej braku mięsa ... niż imbiru :wink:
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: argrabi » śr lut 15, 2012 4:26 pm

sanchez pisze:Ależ mnie trzymał w napięciu ten opis. Finał historii - niespodziewany. Oczekiwałem raczej braku mięsa ... niż imbiru :wink:


Wiesz co? Tak po przejrzeniu Twoich wpisów gastrologicznych przydałby się osobny wątek w stylu: Sanchez gotuje - Piaseczno się raduje...
Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą
Awatar użytkownika
argrabi
 
Posty: 920
Rejestracja: wt paź 25, 2011 7:28 am
Lokalizacja: Piachowo

Postautor: Kucyk » śr lut 15, 2012 7:46 pm

Dostałem oimbir od jednego Kolegi że bzdury wypisuję nazywając goowno z przepisu http://forum.powiat-piaseczynski.info/v ... 6124#56124 burrito i to dowodzi niezaprzeczalnie że nie znam się na kuchni tex-mex, bo owe shit to jakoweś chili condoniare.
Drogi Kolego Sympatyczny, a gdzie żem napisał że jest to burrito? Przepis nazywa się burito od imienia pieska z którego mięska zrobiłem go po raz pierwszy dodając i to, i to...
Zdaniem Kolegi prawdziwe burrito zawija się w tortillę i je jak kebab. Dla mnie Kolega może zawinąć je w tacos bądź starą zielonawą skarpetę w deseń karo. Ja robię wołowinę z pomidorami i czerwoną fasolą po której się gigantyczne bąki puszcza i to jest celem tworzenia tej potrawy. Smakowało - i o to chodzi! A nazwa - ja nie wiem nawet gdzie Meksyk leży, zatem pies (Burek) trącał tę nazwę.

A właśnie, skoro o Burku mowa, to w ukraińskiej restauracji jest coś takiego jak cziburki. Rozumiem, że są to jakieś małe pieski napchane chińską kaszą czi ?

Teraz na poważnie: sama historia przepisu na burito sięga roku 2005 gdy z ekipą otwieraliśmy sezon żeglarski. W Rucianym w restauracji "Kolorada - kuchnie świata" żarliśmy coś co się nazywało "burito a la diablo". Smakowało ostro, a potem przez całą noc bąki dudniły w kabinie jachtu. Kilka dni później jeden z kolegów stwierdził że by coś podobnego zjadł, a po co przepłacać - zrób Kucyk nam takie danie sam. Poświęciłem popołudnie i kawał krowy kombinując ze smakami i... udało się. Testujący unisono stwierdzili że jest to oryginalna podróbka żarcia z Rucianego. Nie było ważne jak to się nazywało, ważne że dobrze się pod to piło i głośno bąki waliło.

A na koniec o ciekawej modyfikacji potrawy: można zwiększyć słoność shit'u odparowując go i, dla przeciwwagi, dodać słodkiej qqrydzy z puszki oraz papryki smażonej otrzymanej w ten sposób że paprykę surową nadziewamy na jakiś drut i opalamy nad palnikiem gazowym, a jeszcze lepiej wkładamy do pieca CO jak węgle już się nie palą żółtym płomieniem. Po kilku minutach papryka stanie się taka ładniutka, zwęgloniutka. Dzięki temu można będzie ją łatwo oskrobać ze spalonej skórki. Potem pokrojoną w kostkę trzeba osmażyć na maksymalnie gorącym maśle przez kilka minut aż się poprzypala na rożkach i można dodać do całości. Potrawa staje się lżejsza. Ale spokojnie - moc bąków pozostaje...

Prrryk!
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: Kucyk » czw mar 08, 2012 7:38 pm

Sezon grillowy uważam za rozpoczęty.
W sumie to trudno rozpoczynać coś czego się nie kończy, ale jest jeden dzień w roku kiedy trzeba to zrobić. Co zrobić? - zapyta ktoś. Otóż trzeba zasmrodzić całą okolicę dymem powstałym ze skapującego na węgle tłuszczu kiełbasianego pochodzącego z taniej giętej. Tak też zrobiłem i atrakcyjny aromat gęstego dymu smalcowego zasnuł okolicę całą snując się na pohybel tym którzy nie chcą aby palić liście i gałęzie.
Kiełbasę się je, ale z czym? Jak mawiał śp. Andrzej Młotkiewicz: Kiełbasę się je z kaszanką, gdyż kaszanki nie je się z chlebem (kaszę z chlebem?), a skoro nie je się z chlebem to trzeba jeść ją z kiełbasą. Tak też zrobiłem i zagryzłem wódkę kiełbasą a kiełbasę kaszanką którą zapiłem wódką.
I teraz wiem dlaczego upadają masarnie. Słynna masarnia na ulicy Kajki zeszła prawie na dół upodlenia. Kiełbasa firmowa, po którą kolejki się ustawiały, która była nieodzownym składnikiem każdego ogniska, o której się marzyło gdy człowiek się obudził głodny po imprezie, okazała się być kiełbasą strażacką.
Gwoli wyjaśnienia - rodzaje kiełbas tanich są trzy: SLD-PSL, strażacka i duchowa. Pierwsza z rana czerwona już wieczorem jest zielona, z drugiej woda tryska jak z sikawki, a skład trzeciej Duch święty raczy znać.
Kiełbasa firmowa po grillowaniu, w wyniku intensywnego wypływu z niej wody, zamieniła się w kondonik z dziurą w środku. Kiełbasa tania akurat cenowo nie była (18zł/kg) ale swymi właściwościami spełniała kryteria kiełbasy za 6,60 w promocji w Biedronce. Kaszanka była nawet znośna. To dobrze, bo było czym zabić smak kiełby.

Ale nie o tym miałem pisać: otóż Agnieszka opracowała oryginalną podróbę sosu musztardowego do śledzi Lisnera. Ale o tym kiedy indziej.
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: sanchez » czw mar 08, 2012 9:40 pm

Gównem zwierzaki coraz gorszym zaczynają paść, to i kiełbachy trudno dobrej szukać. Co gorsza - mięcho w sklepach jest podobnej jakości do samych jego przetworów. Mało tego. Tak jakoś wychodzi, że świńskie truchło kupuję zawsze z jednego źródła w ilość 1/4 świni od wielu lat z małej wiejskiej "przetwórni". Stwierdzam, że ostatnio niczym już ono nie różni się od tego "sklepowego" - wszędzie ten sam shit, czyli ... źródłem problemu jest to, co świnki jedzą.

A teraz o innym gównie, które nam sprzedają. Kurczaki. A właściwie coś, co zwą PIERSIĄ KURCZAKA. Jeszcze przed wejściem do Unii naszej kochanej kupowało się kurczaka takiego, żeby ważył około 1,5 kg - nie był wtedy za chudy, ani za tłusty. Taki w sam raz. A teraz co ? A teraz, kilka dni temu, moja żona przyniosła do domu pierś kurczaka. Na woreczku metka z wagi elektronicznej - 0,85 kg ! JEDNA PIERś ! Byłem w lekkim szoku i zaraz przypomniała mi się opowieść kolegi, który mówił, że w hameryce jedzą TYLKO piersi. Reszta to odpad. No i u nas zdaje się, to samo zaczynają uprawiać. Czyli - najlepiej jakby kurczak miał dziób do żarcia, a do niego była przyrośnięta sama pierś i kuper, żeby kupę mógł wywalić i pryknąć przed snem.

Sam już nie wiem co żreć ...
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: Kucyk » czw mar 08, 2012 10:05 pm

sanchez pisze:kiedyś kupowało się kurczaka takiego, żeby ważył około 1,5 kg. A teraz co ? - 0,85 kg ! JEDNA PIERś !

Ja nie wiem czym to może być spowodowane, ale myślę że są ku temu powody natury komercyjnej:

<object width="560" height="315"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/UFh3eAh2mzU?version=3&amp;hl=pl_PL"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/UFh3eAh2mzU?version=3&amp;hl=pl_PL" type="application/x-shockwave-flash" width="560" height="315" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true"></embed></object>
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: Kucyk » ndz mar 11, 2012 6:05 pm

Witajcie ścierwojady! Zdarza się że zapragniemy zjeść jak powyżej prezentowany typ.

śmierć Murzyna

Przepis prosty: robimy steki z Murzyna, pieczemy na ruszcie do osiągnięcia właściwego wysmażenia.
Jednakże gdy akurat murzynina nam się skończyła, bądź czarnuch potrzebny będzie jeszcze do prostych prac w polu, w takim przypadku można posłużyć się wołowiną stylizowaną.

W Oszą nabywamy rumsztyki zwane tam nie wiadomo czemu rumsteackami. Są one porcjowane po ok. pół kilo. Taki płat mięsny dzielimy na dwie, trzy części tak aby usunąć wszelkie grubsze białe żyłki. Ma zostać wyłącznie piękne, czerwone mięso krowy.

Obrazek

Marynatą jest ciemny sos sojowo-grzybowy z dodatkiem zmiażdżonego czosnku. Mięso będzie go chłonąć, dlatego lejemy towaru dużo.

Obrazek

Po godzinie, a jeszcze lepiej dobie, odsączone z zalewy steki które się wyraźnie zamurzyniły, po posmarowaniu odrobiną oliwy, kładziemy na ruszt pod którym dobry, choć nie za mocny ogień płonie.

Obrazek

O stopniu wysmażenia decydujemy sami: 2 minuty na stronę wystarczą dla rare, ja jednak polecam po 4 minuty aby osiągnąć stopień medium gdyż polska krowina (no chyba że użyjemy polędwicy) nie jest najlepsza smakowo w stanie całkowicie surowym. Zrazy przewracamy tylko raz używając łapki. Użycie widelca lub innego dźguna spowoduje niedopuszczalną stratę soku. Steków się nie dźga! One i tak same sok puszczają.

Obrazek

Po pieczeniu trzeba ścierwo odłożyć na dwie minuty na talerz aby się uspokoiło. Można podać z pieczonymi ziemniakami i smażoną cebulą, ale można i same wcinać posypawszy jedynie grubo zmielonym pieprzem. A potem krójmy, jedzmy... i zapijajmy.

Obrazek

Na zdjęciu widać wyraźnie jak sos sojowy wniknął w wierzchnią warstwę mięsa ale nie w środek. To daje bardzo dobry efekt gdyż mamy intensywny posmak sosu wspaniale komponujący się z wołowiną, a jednocześnie sól nie przeniknęła wgłąb co dało miękkość i kruchość stekowi.

Obrazek

I po Murzynie.
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: Kucyk » ndz mar 18, 2012 4:22 pm

Dziś jarsko.

Kapustka Marokańczyka

Surówka banalna, choć nie do końca. Ale najpierw dowcip tematyczny:

Wchodzi sierżant na kuchnię i woła:
- Kapralu, co tu koorwa tak śmierdzi!?
- Panie sierżancie, melduję że bigos gotujemy...
- Aaaa, to kapustka tak ładnie pachnie!...


Pół główki białej kapusty szatkujemy bądź kroimy drobno, dodajemy 2-3 starte marchwie. W kubeczku metalowym przygotowujemy sos składający się z 5-6 łyżeczek cukru, płaskiej łyżeczki kwasku cytrynowego, zmiażdżonego ząbka czosnku, łyżeczki sambalu albo ostrej papryki i łyżeczki... sproszkowanego cynamonu. Tak, nie pomyliłem się - brązowego cynamonu. Soli nie dajemy. Całość rozpuszczamy w niewielkiej ilości wrzącej wody i chwilkę gotujemy aby mieć pewność że wszystko przeszło do cieczy. Po przestygnięciu wlewamy niewielką ilość dobrego, bezwonnego oleju i łączymy z kapustką poprzez intensywne mieszanie. Ewentualnie korygujemy smak dodając cukru bądź kwasku lub (wygodniej) soku z cytryny. Po odstawieniu na pół godziny i ponownym przemieszaniu kapustka marokańska jest gotowa. Można ją szamać osobno do mięsiw albo walić w tortillę robiąc kebaby. Polecam takie oryginalne połączenie słodkości i ostrości z korzenną nutą - spróbujcie koniecznie - kapusta jest jak wino z zawartością siary i datą przydatności: tania i dobra!

Obrazek

I na zakończenie jeszcze jeden dowcip o kapustce.

Na poligonie w Semipałatyńsku szofer oficera amerykańskiego rozmawia z żołnierzem radzieckim.
- No i jak u was, jeść dają dość? - pyta sołdat.
- Oczywiście, idę do kantyny i biorę co i ile chcę, byle nie przekroczyć 6 000 kalorii!
Ruski natychmiast donosi władzom. W następstwie w prasie radzieckiej ukazuje się komunikat: "Jest oczywistą nieprawdą, świadczącą o złej woli kapitalistycznej Ameryki, jakoby żołnierz w kantynie zjadał posiłek o wartości 6 000 kalorii. Każdy przecież wie, że zjedzenie dziennie 20 kg kartofli i 16 kg kapusty jest niemożliwe!".
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: stentonik » śr maja 02, 2012 11:54 am

Kucyk pisze:Grilluj z Kucem! W końcu należy Ci się coś z życia...

Z cyklu "How to cook shit" dziś odpalamy grilla i robimy żebra. Zatem do dzieła. Aby przyrządzić solidne [cenzura] z grilla potrzebny jest niestety grill. I to zamykany. Taki na przykład:

Obrazek

W owym grillu hajcujemy nie na całym ruszcie, ale z boku. Pół torby brykietu nasypane na jedną stronę spokojnie da nam temperaturę na 3-4 godziny pieczenia. Daje to dodatkową zaletę, że mamy różną temperaturę w zależności od tego, gdzie kładziemy ścierwo, więc możemy płynnie regulować ostrość pieczenia.
Potrzebne składniki, oprócz grilla:
- [cenzura] - 2kg żeber wieprzowych, tylko postarać się należy, aby były jak najbardziej mięsiste, bo te wyglądające jak kaloryfer się nie nadają;
- sok jabłkowy - 0,5l;
- konfitura morelowa niskosłodzona - słoik 200g;
- sos sojowy - kilka łyżek;
- 3 cebule;
- kilka ząbków czosnku;
- vegeta;
- pieprz.
Ponadto:
- jakaś metalowa brytfanka;
- pędzel lub szczota do kibla (wedle uznania);
- kawałek drewna z jabłoni czy innego drzewa owocowego;
- piwo, dużo piwa - nie jest ono składnikiem potrawy, ale nie zapominajmy o uzupełnieniu podczas upałów braków Na, K i Mg oraz elektrolitów w organizmie.

żebra kroimy tak, aby weszły do naczynia i posypujemy obficie wegetą i pieprzem, po czym odstawiamy na 30 minut. W tym czasie przygotujemy sosidło. Do brytfanki wlewamy sok jabłkowy, dodajemy pozostałe składniki i umieszczamy na grillu bezpośrednio nad węglami, aby całość się zagotowała. Gdy to się stanie, przesuwamy foremkę na drugą część grilla a na węgle kładziemy ziobra i opiekamy krótko aż się zetnie mięso po wierzchu, po czym przekładamy do stającej z boku brytfanki. Na węgle kładziemy kawałek drewna i całość zamykamy na godzinę. Walimy browar. W gardziel.

Obrazek

Po godzinie odwracamy żebra na drugą stronę i ewentualnie dodajemy kawałek drewna. Po kolejnej godzinie żebra wyjmujemy z formy i pozostawiamy na miejscu, zaś sosik przesuwamy nad węgle aby się zredukował, czyli zagęścił do konsystencji miodu co trwa jakieś pół godziny. Oczywiście przy zamkniętej pokrywie. Walimy browar.

Obrazek

Teraz w gęstym sosidle maczamy szit i pieczemy jeszcze po pół godziny na stronę smarując dodatkowo ścierwo sosem za pomocą pędzla lub, jak kto woli, klozetowej szczoty. Walimy browar.

Obrazek

Minęły trzy godziny, i oto nasze [cenzura]:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Walimy browar i serwujemy żebra z ryżem i groszkiem z puszki. Osobiście uwielbiam takie połączenie smaków.

Obrazek

Walimy browar.

Smacznego!

P.S. Idę walnąć browar.


Kucowy grill zakupiony, pierwsze palenia mam za sobą, maszyna jest rewelacyjna! Tak więc zakupiłem dzisiaj dwa kilo żeber (tylko cholera nie wiem czy nie za mało mięsne) i jutro testuję ten zacny przepis. Aby stres wynikający z małych jeszcze umiejętności posługiwania się regulacją temperatury rozładować, zamiast piwa zaopatrzyłem się w 3 butelki Finlandii. Na trzeźwo nie mogę się powstrzymać od ciągłego zaglądania pod pokrywę i "udoskonalania" paleniska, więc muszę się odpowiednio rozluźnić :) Kuc, uważasz że tak przygotowany będę godzien na skorzystanie z Twojego przepisu?

Jako grillowy młokos do tej pory specjalizujący się w przypalaniu i wysuszaniu większości dań z rusztu, zapytam Cię Mistrzu, jak bardzo umowna jest ta porcja pół torby brykietu na cały proces pichcenia? Dosypujesz coś w trakcie? Bo rozumiem, że spalanie węgla zależne jest też od jego jakości...Planuję sypnąć większe pół torby brykieta, dodać szczapki drewna (skąd ja to wezmę) i kontrolować temperaturę sterując dolnym wihajstrem wpływu powietrza. Może to głupie pytanie, ale czy częste zaglądanie i podnoszenie pokrywy nie pozbawi moich i tak niebyt mięsnych żeber soczystości? Na co zwrócić uwagę grillując kościste żebro? A może odpuścić sobie i zrobić duszone?
Awatar użytkownika
stentonik
 
Posty: 4102
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 7:57 pm
Lokalizacja: Kradziejów;)

Postautor: sanchez » śr maja 02, 2012 2:20 pm

3-4 godziny roboty i 3 butelki Finlandii ...

Stento, nie widzę szans na konsumpcję żeber 8)
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: stentonik » śr maja 02, 2012 3:51 pm

Będę miał od rana pomocnika a butelki raptem 1/2 litra :( , toć to 3/4 na łeb...Na 100 procent zbraknie, zanim żebra dojdą :twisted:
Awatar użytkownika
stentonik
 
Posty: 4102
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 7:57 pm
Lokalizacja: Kradziejów;)

Postautor: stentonik » czw maja 03, 2012 1:06 pm

Dobra. Słońce w zenicie czas odpalać grilla i przetestować Kucykowe żebra.

Wszystko przygotowane, Psipsia pilnuje żeby żaden kot nie dopadł żeber...
Obrazek

Drewienka udało się podebrać pobliskiej mirabelce ;)
Obrazek

Zagotować sos...
Obrazek

Obrumienić kości...
Obrazek

i zostawić na godzinkę do pierwszej przewrotki,
Obrazek

Zapach jaki się wydziela jest niesamowity...

C.D.N.

EDYTA po paru godzinach:

Po godzince wygląda nieźle...Trzeba zmniejszyć temperaturę,
Obrazek

I dołożyć ziemniaki,
Obrazek

Psipsia pilnuje, żebym nie zaglądał za często pod pokrywę,
Obrazek

po drugiej godzinie pieczenia mięso było idealne i sos się zredukował sam :)
Obrazek

KUCYK JEST WIELKI
Obrazek

Polecam Jego przepis!!!
Obrazek

Podsumowując. W moim przypadku żebro było raczej chude. Przez pierwszą godzinę grillowałem w temperaturze 250-230 stopni. Po przewaleniu mięsa na plecy udało mi się utrzymać temperaturę 180-200 przez kolejną godzinę. W sumie pieczenie zajęło mi 2h i 15 minut przy zużyciu prawie całej paczki brykietu i kilku patyków mirabelki. Mięso dopieczone, soczyste, smak idealny. REWELACJA.
Awatar użytkownika
stentonik
 
Posty: 4102
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 7:57 pm
Lokalizacja: Kradziejów;)

PoprzedniaNastępna

Wróć do Kulinarne szaleństwa mieszkańców

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości

cron