Coś na zagrychę, czyli dania według Kucyka

Podforum dla osób, które uwielbiają gotować lub jeść coś pysznego! To miejsce dla tych, którzy chcą się podzielić z innymi swoimi przepisami kulinarnymi oraz pomysłami na przepyszne dania. Uwielbiasz dobrą kuchnię? To miejsce dla Ciebie!

Moderator: GTW

Postautor: sanchez » ndz cze 26, 2011 8:54 pm

Przy tej karkówce, to godzin naliczyłem tyle, że ze 3 razy możnaby trzeźwieć ... :wink:
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: Kucyk » pn cze 27, 2011 6:11 pm

W temacie spożywania płynów też można stosować zasadę L&S. 8)
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: leny » pn cze 27, 2011 8:55 pm

Kutwa, Kuc!!!
Na widok takich żeber jęzor lata mi po gębie, że nie mogę go powstrzymać.
Awatar użytkownika
leny
 
Posty: 514
Rejestracja: pt cze 12, 2009 8:49 pm
Lokalizacja: Piaseczno

Postautor: Kucyk » pn sie 15, 2011 1:55 pm

Palmy grille, mordujmy kurczaki, róbmy marynaty - niech sczezną kłamliwe gastronomy!

Obrazek

Kurcze skrzydła w glazurze z miodu, czosnku, oleju i papryki.
Skrzydełka, po odkrojeniu lotek i podziale, moczymy w solance (120g soli na litr H2O) przez dobę. W rondelku rozpuszczamy miód do którego dodajemy czosnek i dobrą, ostrą paprykę. Całość mieszamy z osuszonymi skrzydłami dodając oleju. Po dwóch godzinach, w czasie których kilkakrotnie ścierwo mieszamy celem dokładnego rozprowadzenia sosidła, walimy zdechlaki na ruszt. Pozostałym w naczyniu sosem smarujemy truchła pod koniec pieczenia dając im na fajrant czadu co by miodek się delikatnie skarmelizował. I już można napełniać kielichy!
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: Kucyk » pn wrz 05, 2011 5:45 pm

No po prostu prościej już nie można! W Oszą promocja - łoś płaty 28zł/kg. To do dzieła!

Potrzeba łososia i soli. Rybkę myjemy i szczodrze solimy, a dokładniej panierujemy solą - oczywiście gruboziarnistą. Po kilku, a jeszcze lepiej kilkunastu godzinach w lodówce filety płuczemy i umieszczamy na godzinkę w zimnej wodzie celem pozbycia się nadmiaru soli. Po czym ładujemy do wędzarki.

Obrazek

30 minut gorącego dymu z wiśni bądź olchy robi swoje. Tutaj nie ma co psuć smaku jakimkolwiek innym dodatkiem. Nawet delikatne masło jest zbyt brutalne dla tak szlachetnej i iście królewskiej ryby. Tylko nie zapomnijcie naszykować coś do przepicia, bo zawsze może znaleźć się w niej ość co w gardle stanąć może.

Obrazek
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: Kucyk » sob paź 29, 2011 10:04 am

Nad rzeczką, opodal krzaczka...

Dziś kaka.

Danie proste jak kakao.
Potrzeba filetów z kaczki, kwaśnych jabłek, czosnku i dużo kontrowersyjnego majeranku (skrót: km).
Do tego patelnia, naczynie żaroodporne i kilka tuskich co by nudno nie było.

Wybierając filety w Oszą patrzymy czy nie ma na nich dużo pozostałych piór, gdyż potem trzeba się pierdzielić z pęsetą aby dudki powyciągać - wszak pierzyna nie jest specjalnie jadalna. Filety posypujemy solidnie solą od wewnątrz i kładziemy na patelnię z odrobiną (kilkoma kroplami) oleju. Teraz ważna uwaga - kładziemy skórką do dołu. Po chwili tłuszcz z kaki wytapia się i jest jego dość dużo, co zapewnia równe wysmażenie.
Po kilku minutach filety odwracamy, zaś do naczynia kładziemy na dno pokrojony czosnek tak, aby stanowił dystans od dna. Czosnek posypujemy km w ilości ogromnej - na kilo kaki można śmiało dać opakowanie 10g. Filety układamy na czosnku mięsiwem do dołu, posypujemy km i kładziemy na wierzchu jabłka kwaśne (najlepiej Szarą Renetę, może być Boskop) pokrojone w ćwiartki pozbawione szypuł i gniazd nasiennych. O kształt jabłuszek nie ma co się martwić - i tak wybuchną. Po zamknięciu naczynko wkładamy na 2 godziny do rozgrzanego do 180* pieca.
Jabłka się rozpadają, kaczka tonie we własnym tłuszczu, wszystko się miesza - i bardzo dobrze - tak ma być! Po dwóch godzinach odkrywamy naczynko, zbieramy wierzchnią warstwę jabłkowej pulpy (można ją dać psu albo wywalić) aby skórki filetów były powyżej sosidła, po czym staramy się zeskrobać z nich resztki jabłek. Teraz sekret sukcesu: dajemy im, przy zdjętej pokrywce, od góry czadu w piekarniku grillem aby się skórka zarumieniła do koloru czerwono-brązowego. Trwa to z 15 minut. Przy wyjmowaniu z naczynia staramy się nie zmoczyć skórki sosem, gdyż straci ona chrupkość.
Podajemy, oczywiście skórką do góry, z kluskami śląskimi i buraczkami (koniecznie ze słoja od mamusi). Niezbędny dodatek stanowi pozbawiona nadmiaru tłuszczu pulpa jabłkowo-czosnkowo-km. To właśnie te jabłuszka należy nanieść przed zjedzeniem na nadziany na widelec kęs. Gwarantuję, że oczy wychodzą na wierzch. Z rozkoszy oczywiście.

Tradycyjnych fotek nie zamieszczam, gdyż zanim je zrobiłem kaka została zeżarta a widok wylizanych talerzy - to mi jakoś nie leży...

...taka to była Dziwaczka.

A tu efekt jak szynka szukała dymu.

Obrazek

Obrazek
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: stentonik » sob paź 29, 2011 12:04 pm

O, i właśnie taki szynkowy akordeon gada na mojej kuchennej półce z chrzanem i butlą Finlandii. Pogadają tak sobie do wieczora, kiedy wreszcie wrócę do domu i zajmę się nimi jak trzeba.
Ta szynka jest przepyszna. Zreszta widać na fotkach :)
Awatar użytkownika
stentonik
 
Posty: 4102
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 7:57 pm
Lokalizacja: Kradziejów;)

Postautor: Kucyk » wt lis 01, 2011 11:48 am

Kręcimy pornola. Znaczy chinola.

Czary-mary: kurczak z curry.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I takeśmy otrzymali kurczaka z kury. :P
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Re: Coś na zagrychę, czyli dania według Kucyka

Postautor: jelel » pn gru 12, 2011 3:52 pm

Kucyk pisze:Jako, że nie samym chlebem żyje człowiek, jak również w myśl zasady wziętej z filmu „Sprawy damsko – męskie”: >>Zakąszaj, bo nie wstaniesz!<<, zapodam teraz przepis na podstawową zagrychę dla całej rodziny, którą można stosować zarówno na spotkaniach w domu, jak i w plenerze. Mianowicie dziś zrobimy smalec do chleba a la Kucyk. Smarowidło smakowite i oko cieszące wyglądem swoim, czyli coś dla ciała i dla ducha.

1. Za pomocą linki hamulcowej łapiemy średnio wyrośniętego psa.
2. Podcinamy gardziołko bagnetem.... ups! Admin zwraca mi uwagę, że to chyba przepis nie na to forum, zatem już daję właściwy.

Od razu zaznaczam, że ilości podanych składników są orientacyjne i można je dowolnie, wedle upodobań zmieniać . Przepis jest łatwy w wykonaniu i przy odrobinie staranności nie da się go spieprzyć.

Potrzeba:
- 1kg twardej słoniny,
- dwie duże cebule,
- dwa kwaśne jabłka,
- pół główki czosnku,
- wegeta, pieprz, majeranek, inne zioła, jakie chcemy
- ostry jak brzytwa nóż,
- głęboka patelnia i garnek,
- łyżka cedzakowa,
- 500ml wódeczki, a jeszcze lepiej bimberku,
- kieliszek,
- fajna koleżanka.

Co do słoniny, to sprawa najważniejsza: kupujemy słoninę WY£ĄCZNIE twardą, białą, lub lekko różową. Nie może to być taki żółtawy łój, czy miękka słoninka z młodego świnioryja. Najłatwiej taką grubą, twardą słoninę dostać na targu bądź w sklepie przy masarni. To jakość słoniny decyduje w 99% o produkcie finalnym, którym ma być delikatny, aromatyczny, przepełniony chrupiącymi skwareczkami smalczyk. Jeśli sprzedawczyni w sklepiku osiedlowym mimo wszystko wciśnie nam kiepską, miękką słoninę, to nie rozpaczajmy, ale dobrze zapamiętajmy adres owego sklepu. Za kilka miesięcy, gdy tylko spadną ceny paliw na rynku, zhajcujemy tę parszywą budę wraz z plugawą sprzedawczynią w środku.

Cebula to podstawa, nie żałujmy jej. Tylko nie próbujmy stosować czerwonej, bo ona jakoś się dziwnie wysmaża na fioletowo.

Jabłka powinny być kwaśne i aromatyczne. Mogą być odmiany Gloster, Boskop, Reneta. Ale najlepsze są jesienne, niedojrzałe psiary buchnięte z drzewa u sąsiada.

Uwaga! Nóż należy naprawdę dobrze naostrzyć, bo inaczej nieźle się trzeba będzie nahetać.


Jak powiedzieliśmy, celem naszym jest uzyskanie delicji z chrupiącymi skwarkami, więc trzeba się przyłożyć, w końcu robimy to sami dla siebie ku radości i uznaniu przyjaciół i znajomych. Więc do dzieła:

Słoninę kroimy na równe plasterki o grubości 5mm, plasterki kroimy dalej w paseczki 5mm, zaś owe paseczki na kawałeczki 5mm. Otrzymujemy zatem 5-cio milimetrowe kosteczki. I tu tez tkwi sekret, bo większe skwary będą nie tak smaczne i chrupiące, a jak ktoś puści słoninę przez maszynkę, to otrzyma masę słoninową, która jest mało medialna. Pamiętajmy, że mamy wyprodukować cudo!

A propos, to po pokrojeniu słoninki wypijamy 2X50gr, gdyż należy nam się.

Teraz ważna rzecz i największy sekret dobrego smalczyku: Topienie słoniny musi przebiegać powoli i w niskiej temperaturze, więc jeśli topić będziemy na kuchni gazowej to trzeba zaopatrzyć się w taką płytkę, co się na palniku kładzie, aby grzanie równe było. Najwłaściwsze do topienia smalcu są kuchnie elektryczne z regulacja, bądź węglowe. Słoninę umieszczamy na głębokiej patelni i wstawiamy na mały ogień. Topienie będzie trwało ok. godziny i tylko wtedy uzyskamy delikatne skwareczki.

Gdy skwarki się topią my spożywamy kolejne 2X50gr i idziemy podspamować trochę forum powiatu piaseczyńskiego. W tym czasie fajna koleżanka kroi cebulę i obrane jabłka w kostkę, oraz obiera i sieka czosnek mieszając topiące się skwarki do czasu do czasu. Gdy już skwarki puszczą tłuszcz, to koleżanka dodaje czosnek, co zredukuje przykry zapach buchający z patelni (wszak to jest fragment ciała świni). Temperaturę należy utrzymywać tak, aby skwarki nie przybrały barwy brązowej, bo wtedy wszystko zepsuliśmy. Pod koniec wytapiania (piszę z naciskiem wytapiania, a nie smażenia) skwareczki wypływają na wierzch. Jeszcze trochę czasu grzejemy co jakiś czas próbując, czy już są wystarczająco chrupiące. Dobrze wytopione powinny mieć barwę kremową, wielkość 3mm i pękać po przyciśnięciu językiem do podniebienia, jednak nie powinny być gumowate ani twarde. Skwarki odławiamy łyżką cedzakową i wsypujemy do garnka (najlepiej kamionkowego), zaś do gorącego smalcu wrzucamy jabłka. Teraz można zwiększyć nieco ogień, pozbyć się tej płytki z palnika i zapodać 2X50gr. Jabłka smażymy jak frytki, tzn. aż wypłyną na wierzch. Po wypłynięciu jabłkofrytki wyławiamy i wsypujemy do skwarek. Teraz do gorącego smalcu wędruje cebula, a do naszych gardeł 2X50gr. W czasie gdy cebulka się smaży molestujemy fajną koleżankę bacząc jednak, aby mieszała czasem zawartość patelni. Cebulka jest gotowa, gdy osiągnie barwę złotobrązową, wtedy przerywamy zabawę z koleżanką i całość wlewamy do garnka ze skwarkami i jabłkami. Teraz pora wszystko doprawić. Całość mieszamy i solimy wegetą, sypiemy mnóstwo pieprzu i majeranku, można dać ziół prowansalskich, czy innych, co się komu podoba. Całość wstawiamy do chłodu mieszając co jakiś czas, aby konsystencja i rozłożenie przypraw były jednolite. Jeśli zawartość zacznie krzepnąć, to mieszanie kończymy, dokańczamy również resztkę z butli i zabawę z koleżanką, gdyż należy nam się to za cały wysiłek.
Teraz pozostaje nam upiec chleb domowy, utoczyć z gąsiora i zaprosić fajną koleżankę, lub przyjaciół na degustację, w trakcie której na pewno nie zabraknie westchnień i okrzyków radości, czego wszystkim czytającym serdecznie życzy Kucyk.

Pozdrawiam!




Witam

Własnie jestem na etapie wytapiania smalcu, jabłko i cebula pokrojone
4x50 zalane, nie ma koleżanki
pozdrawiam

Wytapianie skonczone!
wszystkie czynnosci tutaj opisane zostały wykonane
smalec tęzeje, zostało mi 1x50 z (500)
dzieki za przepis

pozdrawiam
jelel
jelel
 
Posty: 1
Rejestracja: pn gru 12, 2011 3:49 pm
Lokalizacja: Jelenia Góra

Postautor: sanchez » pn gru 12, 2011 6:35 pm

To i ja dwa słowa, skoro już ktoś odświeżył wątek.

Kuc, dwa pytania co do kuraka curry powyżej.

1) Próbowałeś używać oleju sezamowego ?
2) Próbowałeś lekko zagęszczać sos skrobią ?
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: Kucyk » pn gru 12, 2011 7:30 pm

Odpowiadam:

1) Olej sezamowy mam i używam, choć nie dałem go do zaprezentowanej porcjówy. Jest to olej firmy Double Pagoda. Niestety nie do końca mogę go polecić, gdyż jest on wykonany z bardzo mocno prażonych ziaren sezamu, zatem w smaku jest równie "intensywnie przypalony". Miałem styczność z innymi olejami sezamowymi które były delikatniejsze i je, jako mniej dominujące i trudniejsze do przedawkowania, polecam. Co do samego oleju to absolutnie nie służy on do smażenia. Jest to przyprawa dodawana w niewielkiej ilości tuż przed wydaniem dania. Daje ona super posmak podobny do orzechów ziemnych prażonych. Moim zdaniem nuta ta wspaniale komponuje się z martwym kurczakiem czy krową.

2) Na pierwszym zdjęciu na prawym górnym rogu stołu widać coś podejrzanego w metalowym kubku. To prawie gotowy sos dodawany po przesmażeniu cebuli, mięsa i warzyw oraz dodaniu grzybów (zauważmy że nie mamy jeszcze w woku soli oprócz tej, która przedostała się do kurczakersona z sosu sojowego w którym kisł godzinę). Aby go przyrządzić następuję postępująco:
Do około 400ml wrzącej w kubanie wody wrzucam 2-3 a nawet 4 kostki rosołowe wołowe (w zależności od ilości potrawy) i łychę przyprawy curry w wersji proszkowej - tu uwaga - curry w postaci pasty zawsze należy rozpuścić w oleju w którym się ścierwa smażą, co widać na zdjęciówie drugiej!
Po zagotowaniu odstawiam kubas do miski z wodą aby przestygł do 40*C - żeby odbywało się to maksymalnie szybko użyłem właśnie naczynka z cienkiej blachy. Po tym dodaję do brei dwie czubate łyżeczki mąki (skrobi) ziemniaczanej. Teraz taka przestroga dla niecierpliwych (śpiewana na melodię "Morskich opowieści"):

Gdyby ktoś chciał iść na skróty
Mąkę wsypał do ukropu
To miast sosu wyjdą gluty
I da radość klopu!


Przez intensywne mieszanie sprawiam że cała skrobia przechodzi do cieczy w postaci zawiesiny i w tej postaci czeka na wlanie do patelni, oczywiście po uprzednim ponownym rozmieszaniu gdyż towar ma tendencję do osiadania na dnie. Po dodaniu sosidła do woka całość intensywnie mieszam dając cały czas maksymalny hajc - po kilku sekundach sos gęstnieje na kisiel wiążąc w sobie tłuszcz ze smażenia mięsiwa i warzyw (fot namber fri). Jeśli przygotowuję niedużą porcjówkę szamy to polecam nie wlewać wszystkiego od razu pozostawiając ok 1/3 - 1/4. Resztę można dodać po spróbowaniu czy słoność potrawy jest correct.
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: sanchez » pn gru 12, 2011 7:47 pm

OK, dzieny za info. Ogólnie - zbiega się to co napisałeś z moimi podejrzeniami i czynnościami które robię. Ja do smażenia mimo wszystko sezamowego używam. Zapach tego oleju podczas nagrzewania się - obłędny ... 8)

A sojowego jakiego używasz ? Szukam czegoś mniej słonego od tego co mam teraz, bo bije strasznie po kubkach ...
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: Kucyk » pn gru 12, 2011 8:03 pm

No niestety tutaj Kolegi nie zaskoczę. Moim zdaniem poza sojową "przemysłówką" którą onegdaj miałem możliwość czasem posiadać dzięki uprzejmości Miłego Pana z Mai Mai, a która miała maksimum smaku (i zapewne glutaminianu) przy normalnej ilości soli, jedyną powszechnie dostępną "w miarę przyzwoitą" smołą jest... ech ciemny Tao-Tao.
Mam słodkie ciemne sosy: Heatly Boy Brand i Indonezyjski Kaki Tiga ale mają one dziwny melasowy posmak który nie do końca podoba mi się w potrawie gwałcąc delikatność czosnku i ostrej papryki. Za to wspaniale te sosidła komponują się z ryżem. Ogólnie słodkie "sosy sojowe" zawierają jedynie 1/3 sosu sojowego. Mocno zastanawiam się, czy nie nabyć kanistra przemysłowego sosidła w Asia Foods (tani jest) i porozlewać do wyparzonych flasz rozmaitych, jakby Kolega reflektował, to nie ma problemu z odpaleniem literka... 8)
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: sanchez » pn gru 12, 2011 10:37 pm

Reflektuję, bo to co jest ogólnodostepne mi nie odpowiada. Ciemny Tao również nie teges. Może być literek ... daj znać na priv jak będziesz miał, to jakoś sie spikniemy.
Awatar użytkownika
sanchez
 
Posty: 673
Rejestracja: pt cze 22, 2007 2:53 pm

Postautor: stentonik » pn gru 12, 2011 11:30 pm

To kiedy Panowie będą sie delektować sosidłem sojowym, ja wychylę ich zdrowie kielichem Finlandzkiej i zakąszę ogórem. :)
Awatar użytkownika
stentonik
 
Posty: 4102
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 7:57 pm
Lokalizacja: Kradziejów;)

PoprzedniaNastępna

Wróć do Kulinarne szaleństwa mieszkańców

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości

cron