Sposób na karpiszona, czyli rzecz o smażeniu...

Podforum dla osób, które uwielbiają gotować lub jeść coś pysznego! To miejsce dla tych, którzy chcą się podzielić z innymi swoimi przepisami kulinarnymi oraz pomysłami na przepyszne dania. Uwielbiasz dobrą kuchnię? To miejsce dla Ciebie!

Moderator: GTW

Sposób na karpiszona, czyli rzecz o smażeniu...

Postautor: Kucyk » pn gru 21, 2009 11:31 pm

Jakoś tak świątecznie się robi, zatem proponuję podzielić się wrażeniami z naszego Carpe diem czyli mówiąc po piaseczyńsku Karpia jem.

Skąd brać?

Który najlepszy??

Gdzie kupić???

Jak ubić???!

Czym przyprawić???!!

Czego unikać przy przyrządzaniu???!!!


Spodziewając się oszałamiającego odzewu wylogowuję się...
Ostatnio zmieniony pn lut 28, 2011 9:21 pm przez Kucyk, łącznie zmieniany 1 raz
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Re: Sposób na karpiszona...

Postautor: zemfiroczka » wt gru 22, 2009 1:26 am

Kucyk pisze:Jakoś tak świątecznie się robi, zatem proponuję podzielić się wrażeniami z naszego Carpe diem czyli mówiąc po piaseczyńsku Karpia jem.

Skąd brać?


Najlepiej - z talerza.

Kucyk pisze:Który najlepszy??


Z najmniejszą ilością ości.

Kucyk pisze:Gdzie kupić???


Można w sklepie.

Kucyk pisze:Jak ubić???!


Pianę z białek? Trzepaczką albo mikserem ;)

Kucyk pisze:Czym przyprawić???!!


Przyprawami.

Kucyk pisze:Czego unikać przy przyrządzaniu???!!!


Przyrządzania. A już najpewniej smażenia.

Kuc kontent? ;)
"nie wyciągaj mi tu środkowego palca
nawet nie znasz mnie,
a może i znasz, ale nie do końca(...)
co obchodzi cię jak korzystam z szaleństwa
bez czy w pasach bezpieczeństwa "
Awatar użytkownika
zemfiroczka
 
Posty: 1539
Rejestracja: wt kwie 07, 2009 1:15 am

Postautor: Kucyk » śr gru 23, 2009 9:10 pm

:shock: Uch, ale odzew...

Lubię gotować. Spotkałem wielu ludzi którzy mówili: nie lubię karpia. Jako powód podawali że śmierdzi mułem. Kilka z tych osób nakłoniłem do spożycia karpiela przygotowanego przeze mnie i... o dziwo im ta ryba smakowała.
Gdzie zatem tkwi źródło zniechęcenia? Moim zdaniem w braku wiedzy o przygotowaniu potrawy. Drugi powód to oszczędność, albo jak kto woli, pazerność.
Ale o tym kiedy indziej... 8)
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: leny » śr gru 23, 2009 9:29 pm

Ja ogólnie za karpiem nie przepadam i jadam go tylko w wigilię i to nie zawsze.
Przepis chyba najprostszy z możliwych: kawałki (połówki dzwonka) osolone (ja lubię jak rybka jest deczko za słona) otoczone ze wszystkich stron mąką i na rozgrzaną patelnię. Smażę do momentu złapania złotego koloru. A później to już tylko chlebek i chrzan do tego.
Awatar użytkownika
leny
 
Posty: 514
Rejestracja: pt cze 12, 2009 8:49 pm
Lokalizacja: Piaseczno

Postautor: Kucyk » śr gru 23, 2009 10:21 pm

Jest jednak odzew, więc dalej ciągnę temat karpiowy.

Ludzie nie zdają sobie sprawy, że najważniejsze jest nie samo przyprawianie czy smażenie, ale... ostatnia chwila w życiu karpia.
Po pierwsze długotrwałe duszenie się w reklamówce czy misce z resztką wody, oprócz zadawania zwierzęciu niepotrzebnego cierpienia, zatruwa mięśnie toksynami. Po drugie, w rybie (prawie) wszystko jest smaczne oprócz... krwi. Krew jest śmierdząca szuwarami i jeśli zostanie w mięsie to karpiszon będzie cuchnął mułem.

Dlatego aby mieć smacznego karpia należy trzymać go do końca w pojemniku z większą ilością zimnej, zmienianej co kilka godzin wody, a najlepiej od razu po przyniesieniu do domu ogłuszyć i sprawić zaczynając od odcięcia łba, aby cała krew zeszła.
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: zemfiroczka » czw gru 24, 2009 12:04 am

A ja nawet na wigilię nie daję się skusić na rzeczonego - nie lubię i już! ;)
"nie wyciągaj mi tu środkowego palca
nawet nie znasz mnie,
a może i znasz, ale nie do końca(...)
co obchodzi cię jak korzystam z szaleństwa
bez czy w pasach bezpieczeństwa "
Awatar użytkownika
zemfiroczka
 
Posty: 1539
Rejestracja: wt kwie 07, 2009 1:15 am

Postautor: stentonik » czw gru 24, 2009 12:18 am

Kucyk pisze:
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że najważniejsze jest nie samo przyprawianie czy smażenie, ale... ostatnia chwila w życiu karpia.
.


Dokładnie. Rybę powinno się zabijać przed sprawieniem, a nie sprawiać śniętą (zdechłą) bo pośmiertne procesy biochemiczne zachodzące w mięściach zmieniają jego smak na bliżej nieokreślne ścierwo.
Dodam, że zawsze nalezy pamiętać aby nie rozlać pęcherzyka żółciowego, bo kiedy żółć zaleje mięso wtedy stanie się ono gorzkie.

Nikt tak nie przygotowuje karpia dla mnie jak moja Mama. Smażonego i w galarecie, którego uwielbiam.

pzdr
Awatar użytkownika
stentonik
 
Posty: 4102
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 7:57 pm
Lokalizacja: Kradziejów;)

Postautor: Kucyk » czw gru 24, 2009 10:46 am

Ooooo! Dokładnie tak! Zdechły dzień wcześniej karp będzie cuchnący mułem. Znaczy nam będzie się wydawać, że to muł, a w rzeczywistości to toksyny z rozkładającej się krwi. :lol:
Dodam także, że jeśli chodzi o krew ryb to może posiadać własności trujące (brzana), dlatego naprawdę warto jej się pozbyć.
Karpia ogłuszam jednym, stanowczym uderzeniem drewnianej pałki w wierzch głowy w połowie odległości między oczami a miejscem gdzie kończy się głowa a zaczyna grzbiet. Po czym wyostrzonym nożem odcinam głowę jednym, prostym cięciem zaczynającym się 1-1,5cm za głową i idącym pionowo w dół, a kończącym się za płetwami piersiowymi. Nie "rzeźbię" w karpiu bo mięsa więcej się nie uzyska tnąc przed płetwami, a tylko się człowiek narobi i pierwsze dzwonko wyjdzie jak futurystyczny budynek albo samochód zawinięty na latarni.
Potem samą końcówką ostrego noża przecinam brzuch tak, aby przeciąć tylko skórę a nie wnętrzności, gdyż, jak to już Stentonik napisał - rozlanie żółci, tudzież innych "atrakcji" znakomicie zmniejszy spożycie potrawy.
Wnętrzności też wyjmuję jednym ruchem ręki bez użycia noża którym można narozrabiać. Kierunek wyjmowania od tyłu w przód. Warto wszystkie te czynności wykonywać na gazetach, bo po wszystkim cały bałagan zawijamy w kulę i sru! do kosza.
Po czym tuszkę dokładnie płuczemy pod bieżącą wodą. Od tego momentu już się spieszyć nie potrzeba, mięso już jest trwałe.
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: stentonik » czw gru 24, 2009 11:33 am

No dobra. A zanim dojdziesz do kulinarnego karpowego orgazmu to prawisz mu jeszcze ciepłe słówka w piekarniku po głównej akcji, czy dochodzisz do finału uzywając li tylko patelni?
Awatar użytkownika
stentonik
 
Posty: 4102
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 7:57 pm
Lokalizacja: Kradziejów;)

Postautor: Kucyk » czw gru 24, 2009 12:40 pm

Skoro ogłuszyliśmy towara, to jednak wypadało by jakąś grę wstępną przeprowadzić zanim się przejdzie do bezpośredniej konsumpcji.

Pierwsza czynność to skrobanie, a właściwie usunięcie łusek. Niektórzy nie wiem czemu "skrobią" karpia jak okonia "pod włos" aż łuski po całej chałupie latają. Przecież wystarczy końcem ostrego nożyka-jarzyniaka powyciągać łuski zgodnie z kierunkiem "do ogona".
Jeszcze jeden mit, jakoby karp pełnołuski był mniej mulisty w smaku od królewskiego. Smak zależy po pierwsze od oprawienia, po drugie od wody w której był wyprodukowany. I niestety nie da się tego "wywąchać" więc można jedynie polegać na wypróbowanych źródłach. Dlatego ja rybę zawsze biorę z żabieńca, bo się na niej nie zawiodłem.
Rybę porcjuję na niewielkie dzwonka krojąc pod kątem tak,aby nie przecinać długich ości żeber,bo po co się potem bawić w ich wyciąganie na talerzu? Najlepszy do tego jest mały, ostry tasak, który możemy dociskać z wierzchu dłonią bądź stuknąć weń młotkiem, gdy na coś twardego trafimy. Dzwonka dzielę na połówki. Każde bardzo dokładnie myję ostrym druciakiem stalowym aby jak najwięcej śluzu ze skóry usunąć.
Solę grubą, naturalną solą dając jej sporo i kilkakrotnie mieszając kawałki ryb. Soli daję tym więcej im mam mniej czasu na nasolenie. Najlepiej mieć jego dobę.
Po tym czasie zalewam kawałki ryby dwukrotną ilością wody. Oddziela ona kryształy soli oraz wiąże wydzielony śluz. Rybę moczę tak z godzinę, potem odsączam.
I teraz sekret Kuca nr 1.
Na godzinę przed smażeniem zalewam kawałki ryby sokiem z cytryny w słusznej ilości. Co ciekawe, tej cytryny nie będzie potem wcale czuć w gotowej rybie! Kwas powoduje ścięcie resztek śluzu i osuszenie kawałków. Skóra karpia przestaje być śliska.
Sekret nr 2.
Aby karpiszon był wykwintny, po oprószeniu jedynie odrobiną mąki smażymy go na sklarowanym maśle. Nie żadnym oleju, bo to nie nadmorska smażenina, ale karp wigilijny. Znam takiego, co karpie na smalcu smażył... :shock:
Dla oszczędnych podam, że na osełce masła 300g za 6zł można bezproblemowo usmażyć 4 duże karpie (90zł).

Jest jeszcze kilka tajemnych patentów, ale niech one może zostaną tajemne bo niektórzy by się skrzywili...
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: Kucyk » pn gru 20, 2010 5:56 pm

Sezon mordowania karpi uważam za rozpoczęty! Wczoraj trzy sztuki poszły pod tasak, dziś gorące masło je prażyło. Hehe, zacna to ryba i smaczna. Oczywiście jeśli się ją dobrze przygotuje.
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: Agnieszka_G » pn gru 20, 2010 7:07 pm

Moja przygoda z Panem Karpiem zaczyna się na zamówieniu w miejscowym sklepiku (moja wiocha). Potem po tygodniu przyjeżdża rano prosto ze stawu i tego samego dnia po 7 rano Pana K. odbieram - rasa nie inny tylko królewski -
a kończy tego samego dnia po 8 rano kiedy dostarczam PK do rodziców, którzy robią te wszystkie nieprzyjemne i brutalne czynności opisane przez kol. Kuca.
Ponowne moje spotkanie z tymże PK obywa się w Wigilię na talerzu 8) i jak co roku cud, miód i niebo w gębie ale 40-parę lat wędkowania moich rodzicieli do czegoś zobowiązuje nie :P
Awatar użytkownika
Agnieszka_G
 
Posty: 640
Rejestracja: czw lip 03, 2008 8:01 am
Lokalizacja: Z wioski

Postautor: Krzysztof Dynowski » pn gru 20, 2010 8:18 pm

Gwoli potwierdzenia jedynej słusznej wykładni imć Kuca :)

Tak jak ryb nie jadam w zasadzie w ogóle, tak na Wigilię, jak się u ojca mego chrzestnego zjawiłem i przezeń przygotowanego karpia - właśnie z żabieńca - spróbowałem - zdanie swe stopniowo zmieniam. Oczywiście, dobrą rybę trzeba jeszcze umieć zrobić, ale to już Kuc solidnie "wyłuszczył" :)
Awatar użytkownika
Krzysztof Dynowski
 
Posty: 237
Rejestracja: czw paź 21, 2010 10:00 am
Lokalizacja: Księstwo Chyliczki

Postautor: Kucyk » sob gru 25, 2010 6:22 pm

Karpie zażarte. I na gorąco i na zimno. W tym roku pod moim nożem zginęło ich 23kg, czyli 15kg przeszło moją patelnię aby otrzymać 7,5kg gotowego karpiela.
Nauczyłem się wspaniałej sztuczki z rozbiorem z wykorzystaniem nożyc do drobiu i częściowym filetowaniem truchła, dzięki czemu od wyjęcia karpiszona z wanienki, do momentu kiedy kawałeczki soliłem, mijało może 15 minut. Dodatkowo z tego co pozostało otrzymywałem wyśmienity materiał na zupę rybną. Technologia produkcji również uległa zoptymalizowaniu tak, że nie musiałem po wszystkim używać Karchera do mycia kuchni. Tu ukłony w stronę gazety "Nad Wisłą". Macie świetny, mocny papier. "Dobry Znak" się rwie i klei do ryby.
Natomiast najfajniejszą z rybnych spraw nie były karpiszony, ale.. karaski!
Gdy kupowałem ryby w namiocie przed Oszą akurat nie było zbyt wielu klientów. Bardzo miły Pan Sprzedawca poproszony przeze mnie o kilka drobnych rybek dla kota złapał w basenach 10 karasków i dał mi je gratis! Usmażyłem te drobne rybki na masełku... Ludzie, co za smak! Pyszne, delikatne słodkawe mięsko samo odchodzące od ości, chrupiące ogonki i skórka. Niebo w gębie! Poczułem się jakbym był gdzieś nad schowanym w głębi lasów Pojezierza Drawskiego jeziorem i z patelni położonej na dogasającym ognisku zajadał świeżo złowione rybki.
Wesołych świąt! :piwko:
Obrazek
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.
Awatar użytkownika
Kucyk
 
Posty: 1481
Rejestracja: pt maja 15, 2009 9:06 pm
Lokalizacja: Z wąskiego toru

Postautor: leny » sob gru 25, 2010 8:10 pm

Kucyk pisze:10 karasków i dał mi je gratis! Usmażyłem te drobne rybki na masełku... Ludzie, co za smak! Pyszne, delikatne słodkawe mięsko samo odchodzące od ości, chrupiące ogonki i skórka. Niebo w gębie! Poczułem się jakbym był gdzieś nad schowanym w głębi lasów Pojezierza Drawskiego jeziorem i z patelni położonej na dogasającym ognisku zajadał świeżo złowione rybki.


Wiem o czym mówisz doskonale.
Niedawnymi czasy dość regularnie jeździłem w wakacje do Puszczy Piskiej na odpoczynek połączony z wędkowaniem. średnio 8-10 godzin dziennie z wędką, pozostały czas przypadał na kajak, wycieczki rowerowe po okolicy, no i smakowanie jednego z moich ulubionych piw Specjal. Pierwszego dnia jak przyszliśmy na pomost z wędkami, przywitał nas gruby Marian (też miał wędkę) o słusznej wadze ok 150 kg. Jak się okazało budrys pochodzi z okolic Siedlec, gdzie prowadzi punkt z małą gastronomią. Nad jezioro przyjeżdża od "x" lat z małżonką i wnuczkami, i siedzi od końca maja do końca sierpnia. W obejściu posiada sporą przyczepę campingową i dostawkę z namiotu, a w nim stary dywan, szafka na której stał wielgachny telewizor i jeszcze większy zapadły (z wiadomych przyczyn) fotel. Kiedy rozstawiliśmy wędki, Marian niskim głosem powiedział coś po cichu ale nie dosłyszałem. Na zapytanie czy mógłby powtórzyć, powiedział jeszcze ciszej że od kilku dni nie biorą. Nie zrażeni tym faktem zarzuciliśmy wędy i czekaliśmy na rezultaty. Od czasu do czasu na pomost wyskakiwały ukleje, trochę większe od palca wskazującego. Często też o hak zaczepiały się wodorosty skutecznie utrudniając połowy. A że był to sierpień i powietrze było gęste od gorąca postanowiliśmy wejść do wody. Przyszedł też nam pomysł, aby oczyścić z roślin dno, w miejscu gdzie wędkowaliśmy. 2,5 metra głębokości nie było takie straszne. Po kilkunastu minutach dno było czyste i przyjemnie pod stopami czuć było piasek. Gdy nam wyschły slipy postanowiliśmy ponownie spróbować z wędkami. Oczyszczone miejsce podsypaliśmy kukurydzą Bonduell'a i czekaliśmy. Niemrawo zaczęły się brania, początkowo leszcze, później karasie i liny. Wszystkie ryby trafiały z powrotem do wody. Gruby Marian nie wiedząc co jest grane oświadczył, że jego żona jest dobrą kucharką i będzie nam smażyła ryby, obyśmy tylko je łapali. Sam też zwinął swoją wędkę, poszedł do przyczepy i po kilku minutach wrócił, a w ręku miał po butelce piwa dla siebie i dla nas. Kątem oka widziałem też jak jego kobita pruje już brzuch leszcza. Zadowolony zaistniałą sytuacją otwieram browar, przechylam łyk i odstawiając butelkę na deski pomostu zauważam, że gruby Marian poczęstował nas piwem Konstancińskim. Rozmowa ładnie się rozwinęła, ryby zaczęły syczeć na patelni i po kilku minutach pierwsza partia usmażonych "szprot" zawitała na pomoście. Zapach był tak przyjemny, że nie zastanawiając się długo zabraliśmy się za jedzenie. I ten smak, delikatne mięsko posolone i podsmażone z ząbkami czosnku, połączone z panierką z mąki. Niebo w gębie. Po zjedzeniu półmiska usmażonych ryb zabraliśmy się dalej za wędkowanie i dalej dostawaliśmy następne porcje usmażonych ryb. Leszcze, liny, karasie, płocie. Razem z nami jedli też zadowoleni z całej sytuacji gruby Marian, jego żona i wnuczki.
Awatar użytkownika
leny
 
Posty: 514
Rejestracja: pt cze 12, 2009 8:49 pm
Lokalizacja: Piaseczno

Następna

Wróć do Kulinarne szaleństwa mieszkańców

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość

cron