"Najdroższa kolej"
Koleje Mazowieckie z roku na rok pochłaniają coraz większe dotacje i sprzedają coraz droższe bilety. I to przy pełnej aprobacie samorządu województwa.
Dotacja samorządu województwa do działalności przewozowej Kolei Mazowieckich w 2008 r. wyniosła 182 mln zł. To siedmiokrotnie więcej niż jeszcze pięć lat temu. Oprócz dotacji, stale wzrastają również ceny biletów Kolei Mazowieckich – podwyżki w taryfie przewozowej wprowadzane są już niemal co pół roku. Kolej na Mazowszu wysysa coraz więcej pieniędzy z podatków oraz portfeli pasażerów. Dlaczego Koleje Mazowieckie są najdroższym regionalnym przewoźnikiem kolejowym w Polsce?
Jeszcze w 2007 r. podróż pociągiem Kolei Mazowieckich z Warszawy do Mińska Mazowieckiego kosztowała 8,90 zł. Od 1 marca 2009 r. – czyli dnia wprowadzenia kolejnej podwyżki w taryfie Kolei Mazowieckich – za przejazd na tej 41-kilometrowej trasie trzeba zapłacić już 10,30 zł. W efekcie marcowej podwyżki, ceny biletów wzrosły średnio o prawie 10%. Gdyby między Warszawą i Mińskiem kursował inny przewoźnik niż Koleje Mazowieckie bilety kosztowałyby znacznie mniej. PKP Przewozy Regionalne, Koleje Dolnośląskie oraz Arriva PCC za bilet na odległość 41 km liczą sobie 9 zł. Przejechanie 41 km pomorską Szybką Koleją Miejską kosztuje jeszcze mniej, bowiem jedynie 7 zł – czyli aż o jedną trzecią taniej niż pociągiem Kolei Mazowieckich.
Kolej tylko dla bogatych
W porównaniu z pozostałymi przewoźnikami regionalnymi, Koleje Mazowieckie, niezależnie od długości relacji na bilecie, zawsze są cenowym rekordzistą. Dotyczy to także biletów miesięcznych czy kwartalnych. Pasażer dojeżdżający z żyrardowa do Warszawy (44 km) rocznie na przejazdy Kolejami Mazowieckimi wydaje 2534,40 zł (jeśli korzysta z biletów miesięcznych) lub 2112 zł (jeśli podróżuje z biletami kwartalnymi). Podróże z Mławy do Ciechanowa (32 km) dla czteroosobowej rodziny korzystającej z biletów miesięcznych (dwóch normalnych i dwóch szkolnych) pochłaniają rocznie 6697,20 zł. Nie trudno zauważyć, że dla osób z niższymi dochodami podróże Kolejami Mazowieckimi stają się dobrem luksusowym, na które trudno sobie pozwolić. Koleje Mazowieckie tak zapędziły się w podwyższaniu cen biletów, że w niektórych relacjach pasażerom bardziej opłaca się podróż pociągiem pospiesznym. Bilet Kolei Mazowieckich na odległość 31-40 km kosztuje 8,80 zł, podczas gdy pokonanie tej odległości pociągiem pospiesznym spółki PKP Intercity kosztuje 8 zł. W efekcie przy przejazdach między innymi na odcinkach żyrardów – Warszawa Zachodnia, Otwock – Warszawa Zachodnia, Mińsk Mazowiecki – Warszawa Wschodnia czy Warka – Piaseczno taniej
jest podróżować pociągiem wyższej kategorii.
Warszawiacy mają taniej
W aglomeracji warszawskiej pasażerowie mogą zmniejszyć wydatki przeznaczane na przejazdy koleją, korzystając z warszawskiej karty miejskiej. Pozwala ona nie tylko za jedną opłatą korzystać z autobusów, tramwajów, metra oraz pociągów, ale nawet przy podróżowaniu wyłącznie koleją (już przy relacjach przekraczających 10 km) opłaca się bardziej niż bilet miesięczny Kolei Mazowieckich. Bilet 30-dniowy zakodowany na warszawskiej karcie miejskiej (uprawniający do podróżowania koleją i transportem miejskim po całej aglomeracji) kosztuje mniej niż bilet miesięczny Kolei Mazowieckich na wyłącznie jeden wybrany odcinek. Dla przykładu za miesięczny Kolei Mazowieckich na trasie Piaseczno – Warszawa śródmieście (24 km) trzeba zapłacić 161,70 zł, podczas gdy bilet 30-dniowy zakodowany na warszawskiej karcie miejskiej kosztuje 116 zł. Podobna zależność ma miejsce również w przypadku biletów kwartalnych. De facto mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której tańsze podróżowanie umożliwiono mieszkańcom metropolii warszawskiej, gdzie łatwiej o pracę i wyższe zarobki, a równocześnie pasażerowie z prowincjonalnych obszarów województwa mazowieckiego skazani są na coraz droższą taryfę Kolei Mazowieckich.
Rok bez podwyżki rokiem straconym
Koleje Mazowieckie nie tylko wożą najdrożej, ale również najczęściej dokonują podwyżek cen biletów – ostatnio już niemal co pół roku. Najnowsza podwyżka, wchodząca w życie z początkiem marca 2009 r., została wprowadzona zaledwie siedem miesięcy po poprzedniej – z lipca 2008 r. Wcześniej ceny biletów Kolei Mazowieckich wzrosły w kwietniu 2007 r. A dla przykładu warszawski Zarząd Transportu Miejskiego, który w czerwcu 2008 r. podwyższył ceny swoich biletów (obowiązujących także w pociągach stołecznej Szybkiej Kolei Miejskiej), wcześniej nie robił tego aż przez siedem lat! ZTM przy okazji ostatniego zwiększenia cen biletów (jednorazowy podrożał z 2,40 zł do 2,80 zł), wprowadził jednak atrakcyjne bilety czasowe uprawniające do podróży z przesiadkami – np. 20-minutowy za 2 zł czy 40-minutowy za 2,80 zł. W efekcie, mimo podwyżki, dla dużej części pasażerów podróże po Warszawie stały się tańsze.
Nie mówiąc już o tych przedsiębiorstwach, które zamiast podwyższać ceny biletów, zdecydowały się je obniżyć. Zachodniopomorski zakład spółki PKP Przewozy Regionalne czy gdański Zarząd Transportu Miejskiego, dzięki zmniejszeniu cen biletów, odnotowały wyraźny wzrost liczby pasażerów, a co za tym idzie – zwiększyły swoje przychody. W przypadku Gdańska aż o 6 mln zł w skali roku. Szerzej pisaliśmy o tym w artykule „Anty-podwyżki” („Z Biegiem Szyn” nr 39, styczeń-luty 2009).
Pół miliarda dotacji
Koleje Mazowieckie nie tylko wysysają coraz więcej pieniędzy z kieszeni swoich klientów, ale równocześnie pochłaniają coraz więcej środków publicznych – samorząd województwa na dotacje do działalności przewozowej Kolei Mazowieckich w sumie przeznaczył już grubo ponad pół miliarda złotych.
Dotacja za 2008 r., która osiągnęła 182 mln zł, jest dwukrotnie wyższa od dotacji, którą Koleje Mazowieckie otrzymały w pierwszym roku swojej działalności – dofinansowanie za 2005 r. wyniosło bowiem 99,6 mln zł. Przed powstaniem Kolei Mazowieckich dotacje były jeszcze niższe. W roku 2004 – ostatnim roku, gdy operatorem w województwie była spółka PKP Przewozy Regionalne – dotacja osiągnęła 42 mln zł. Natomiast w 2003 r. mazowiecki samorząd dopłacił do funkcjonowania kolei 24,5 mln zł. Oznacza to, że w ciągu minionych pięciu lat dotacja do kolejowych przewozów regionalnych wzrosła na Mazowszu ponad siedmiokrotnie.
Mimo coraz wyższego finansowania, oferta przewozowa na większości linii nie uległa zauważalnej poprawie – w wielu przypadkach rozkład się nawet pogorszył. W 2003 r. z Warszawy do Grodziska Mazowieckiego kursowało 60 pociągów dziennie – obecnie jest ich 56. Co więcej, przed pięcioma laty w weekendowe przedpołudnia pociągi na tej trasie kursowały co pół godziny, podczas gdy dziś już zaledwie co godzinę. Radom z Dęblinem łączy dziś 11 pociągów Kolei Mazowieckich – czyli dokładnie tyle samo co w 2003 r., gdy operatorem na Mazowszu była jeszcze spółka PKP Przewozy Regionalne. Z Wyszkowa odjeżdża obecnie osiem pociągów w kierunku Tłuszcza (z tego tylko dwa dalej bezpośrednio do Warszawy), natomiast w 2003 r. z Wyszkowa odjeżdżało do Tłuszcza 15 pociągów (z tego sześć dalej do Warszawy).
Trudno znaleźć wiele przykładów nie tylko ilościowej, ale również jakościowej poprawy oferty przewozowej. Początkowe wysiłki Kolei Mazowieckich, aby wprowadzić w regionie gwarantujący regularne kursowanie pociągów cykliczny rozkład jazdy, ostatecznie spełzły na niczym.
Przepraszam, czy tu kontrolują?
Dlaczego Koleje Mazowieckie stają się coraz droższe? Jednym z głównych problemów jest nieszczelny system kontroli biletów. Tajemnicą poliszynela stał się fakt, że regularne kontrole biletów odbywają się praktycznie tylko w Warszawie i jej najbliższych okolicach – czyli na obszarze działania kontrolerów zewnętrznej firmy „Renoma”. A już kilkanaście kilometrów za Warszawą zaczyna się obszar, gdzie bilety sprawdzane są sporadycznie. Kierownicy pociągów Kolei Mazowieckich, dla których kontrolowanie biletów jest jednym z podstawowych obowiązków, rzadko bowiem kiedy opuszczają swój przedział służbowy. Część pasażerów – nauczona tymi obserwacjami – decyduje się więc na przejazd bez biletu.
Nawet jeśli od czasu do czasu, kierownicy pociągów jednak pofatygują się, aby przejść przez pociąg i sprawdzić bilety, to zwykle niemal odruchowo pomijają pasażerów zachowujących się agresywnie i pijących alkohol – czyli tych, wobec których występuje duże prawdopodobieństwo, iż nie zapłacili za podróż.
Promocja dla gapowiczów
Paradoksalnie, to nie uczciwi pasażerowie, ale gapowicze mogą liczyć na największe upusty cenowe ze strony Kolei Mazowieckich – przewoźnik ten wprowadził bowiem aż 60-procentową zniżkę od opłaty za jazdę bez biletu dla osób, które uiszczą ją na poczekaniu. Na 40% zniżki mogą natomiast liczyć ci, którzy wezwanie za podróż bez biletu uregulują w ciągu siedmiu dni. Oznacza to, że uiszczając karę od razu, zamiast 150 zł, należy zapłacić 60 zł. Opłata za brak biletu uiszczona w ciągu siedmiu dni wynosi 90 zł.
Znamienne jest to, że Koleje Mazowieckie przez ponad cztery lata swojej działalności nie utworzyły zespołu rewizorów, którzy sprawdzaliby jakość i skuteczność kontrolowania biletów przez kierowników pociągów. U pozostałych przewoźników kolejowych rewizorzy funkcjonują od wielu lat. Dzięki temu w innych regionach Polski przypadki braku kontroli biletów należą do rzadkości – drużyna konduktorska musi bowiem za każdym razem się tłumaczyć, jeśli rewizor napotka na sytuację, że wszyscy pasażerowie w pociągu nie mają pieczątek na biletach. Tudzież gdy pociągiem podróżują gapowicze, którzy nie otrzymali wezwań do uiszczenia opłaty za jazdę bez biletu.
Jakby tego było mało, zarząd Kolei Mazowieckich z całkowitym pobłażaniem reaguje na płynące z zewnątrz sygnały o problemie braku kontroli biletów. Odpowiedź przewoźnika na tego typu monity brzmi zawsze tak samo – kierownik pociągu nie mógł opuścić przedziału służbowego, bo ze względu na awarię radiotelefonu, miałby problem z zachowaniem kontaktu z maszynistą.
Podatek od uczciwości
Przez nieszczelny system kontroli biletów oraz brak determinacji w Kolejach Mazowieckich, aby wreszcie zmienić tę sytuację, cierpią uczciwi pasażerowie. Będąc ofiarami coraz częstszych podwyżek cen biletów, płacą oni swoisty podatek od uczciwości. Podatek ten finansuje przejazdy gapowiczów i tym samym ma rekompensować straty powodowane przez drużyny konduktorskie, które nie wypełniają swoich podstawowych obowiązków.
Źródło:
Z Biegiem Szyn, nr 2, marzec-kwiecień 2009