Schroniska, które otwiera Monar, boją się mieszkańcy willowej wsi pod Warszawą: - A jak tu przyjmą nosicieli wirusa HIV? - pytają - Gdyby 10 dni temu ktoś mi powiedział, że będę krytykować instytucję, która pomaga słabszym, postukałabym się w czoło. Ale każdy, kto pochyli się nad faktami, wyciągnie wnioski takie jak my: Monar manipuluje - mówi mieszkanka Bobrowca położonego 25 km od centrum Warszawy. Pani Barbara pracuje w marketingu, mąż biznesmen.
Fakty są takie: w środku wsi, w budynku po hotelu Lando, Monar otwiera schronisko dla bezdomnych. Pierwsi podopieczni mają się wprowadzić na dniach. Prawie 0,5 mln zł rocznie na utrzymanie schroniska przez trzy lata da Warszawa. Ale Monar podpisał umowę dzierżawy z właścicielami budynku na lat 15. Bobrowiec to wieś nietypowa. 1,2 tys. mieszkańców; większość - uciekinierzy od zgiełku stolicy. Obok nielicznych już wiejskich zabudowań - klub jeździecki, wille, domy jednorodzinne, nawet deweloperskie szeregowce. Jedno z osiedli bliźniaków powstaje tuż przy schronisku. Schronisko też będzie nietypowe: na rozległym pohotelowym terenie są korty tenisowe, padok dla koni.
Tu będzie Monar
Marek Moszyński, przewodniczący rady sołeckiej, opowiada, jak mieszkańcy dowiedzieli się o ośrodku: - 16 może 17 listopada do sklepu przyszli budowlańcy remontujący budynek. Powiedzieli, że 1 grudnia Monar się wprowadza.
Wieść rozniosła się lotem błyskawicy. Bo Monar wszystkim kojarzy się z odwykami dla narkomanów. Mieszkańcy zażądali spotkania informacyjnego. 20 listopada do dawnego hotelu przyszło 150 osób.
- Kierowniczka schroniska zapewniała, że zamieszka tu 70 starszych osób bezdomnych. Ale po wnikliwych pytaniach przyznała, że nie ma przeszkód, by Monar mógł w Bobrowcu prowadzić pełną działalność statutową - relacjonuje pani Agnieszka, matka dwójki dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. Mieszkańcy sprawdzili, że stowarzyszenie pomaga nie tylko bezdomnym, lecz także uzależnionym, zakażonym wirusem HIV, byłym więźniom.
Barbara: - Obawiamy się o bezpieczeństwo. Nie osób starszych, bezdomnych, ale tego, że Monar może tu prowadzić każdą statutową działalność. Przez płot są domy, gdzie rodziny mają małe dzieci. Kilkaset metrów od budynku jest przedszkole, niedaleko dwie szkoły. Słyszymy, że podpisany będzie aneks do umowy dzierżawy: że to tylko schronisko dla bezdomnych. Ale kto da gwarancję, że za jakiś czas nie będzie aneksu do aneksu?
Pani Barbara nie ukrywa, że jest też argument finansowy. Schronisko dla bezdomnych w środku wsi spowoduje spadek wartości domów. Wielu kupiło je za kredyty: - A kiedy wartość spada, bank może wystąpić o dodatkowe zabezpieczenia.
Pani Agnieszka sądzi, że mieszkańcy żoliborza, Tarchomina czy Mokotowa w Warszawie postąpiliby tak samo: - Gdyby okazało się, że w środku ich osiedla jeden z bloków będzie przeznaczony na noclegownię, nie wzbudziłoby to protestów?
Wspomaganie krajoznawstwa w Monarze
Mieszkańcy wsi uderzyli do gminy Piaseczno. - O ośrodku dowiedziałem się kilka dni temu - mówi burmistrz Zdzisław Lis. Relacjonuje, że we wrześniu właścicielka Lando i przedstawicielka Monaru wystąpiły do urzędu o poświadczenie, że zmiana sposobu użytkowania obiektu jest zgodna z planem zagospodarowania. Urzędnicy poprosili o dodatkowe informacje. Burmistrz wyciąga papiery i czyta to uzupełnienie: "Placówka będzie miejscem spotkań, szkoleń, rekreacji i konferencji pracowników służb społecznych. Ośrodek będzie zajmował się promocją kultury fizycznej i sportu, także wspomaganiem krajoznawstwa wśród dzieci, młodzieży oraz osób starszych i samotnych".
- Gdzie tu mowa o bezdomnych? - wzdycha burmistrz Piaseczna.
Urzędnik rozpatrujący sprawę stwierdził, że nowa działalność nie różni się bardzo od hotelowej, więc nie koliduje z planem miejscowym, który przewiduje funkcje sportowe, rekreacyjne i turystyczne. Sprawy nie ma.
- Jednak prowadzenie schroniska dla bezdomnych to nie rekreacja! - irytuje się burmistrz. - Już zwróciłem się do inspektora budowlanego i sanepidu, by zweryfikowali zgodność z planem. Współczuję ludziom bezdomnym, uzależnionym. Ale moim obowiązkiem jest dbać o bezpieczeństwo i komfort życia mieszkańców naszej gminy. Oni płacą tu podatki.
Zdzisław Lis pyta: - Co będzie, jak Monar wprowadzi do ośrodka osoby uzależnione, narkomanów? Jak za ogrodzeniem dziecko znajdzie zużytą strzykawkę? Stowarzyszenie podpisało umowę z hotelem na 15 lat, a z Warszawą tylko na trzy. Mieszkańcy boją się, co będzie potem? Strach ma wielkie oczy.
A czego boi się burmistrz? - Załóżmy: Monar melduje bezdomnych w ośrodku, urząd nie może im tego odmówić. Za kilka miesięcy zgłaszają się do gminy po zasiłek. Nie podołamy finansowo. Wygląda na to, że bogata Warszawa swój obowiązek zapewnienia pomocy socjalnej spycha na gminę biedniejszą. Tak się nie robi.
Napisał już do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Odpowiada Tomasz Pactwa, dyrektor biura pomocy i projektów społecznych w stołecznym ratuszu: - Bezdomność nie ma adresu. 60 proc. osób bezdomnych, które przebywają w Warszawie, nigdy nie miało tutaj meldunku, ale zajmujemy się nimi. Zapewniamy 1,5 tys. miejsc noclegowych dla bezdomnych, część w Bobrowcu. Dlaczego nie tam? Piaseczno wcale nie jest małą gminą, dynamicznie się rozwija, ma duże dochody. A własnego ośrodka dla bezdomnych nie ma.
Bądź biednym gdzie indziej
Między sołectwem Bobrowca a Monarem trwa intensywna wymiana listów. Wszystkie są na stronie internetowej wsi. Mieszkańcy zbierają podpisy pod protestem. Wyliczają swoje obawy: gmina nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa, bo jest tylko 18 strażników miejskich; w nocy w ośrodku ma być tylko jeden pracownik; w każdej chwili Monar może rozszerzyć działalność i przyjąć narkomanów, osoby zakażone HIV, byłych więźniów. Do wczoraj podpisało się ok. 250 osób.
W rozmowie mieszkańcy przyznają również, że obawiają się, że bezdomni będą pić i trzeźwieć w okolicznych krzakach, bo w schronisku nie można spożywać alkoholu, że mogą uprawiać seks "na zewnątrz", bo w ośrodku jest ponoć abstynencja, że będą jeździć jedynym miejskim autobusem do Piaseczna razem z dziećmi, które dojeżdżają do szkół.
Nie wszyscy te lęki podzielają. Na forum powiatu Paulina napisała: "Gdzieś muszą powstawać takie miejsca, dlaczego nie w Bobrowcu? Zawsze ktoś będzie niezadowolony z lokalizacji Monaru, ale skoro nie będzie to miejsce dla osób uzależnionych, to typowa noclegownia nie powinna nikomu przeszkadzać". A Smog zamieścił obrazek: wesoły ludek odpycha od siebie smutnego ludzika. I hasło: "Idź, bądź biednym gdzie indziej".
Emocjonalną odpowiedź wysłała do mieszkańców Olga Radziwon Ghazouani, która ma być kierowniczką schroniska. Napisała, że ich list protestacyjny "kryje w sobie niechęć do ludzi, którzy posiadają niższy status społeczny". I dalej: "Planujemy zajęcia rekreacyjne dla osób starszych. Odnoszę wrażenie, iż państwu nie mieści się w głowie fakt, że osoby o niższym statusie materialnym mają do tego prawo. Mówią państwo, że to zbyt piękne tereny dla osób ubogich i bezdomnych. Proszę odpowiedzieć, patrząc w lustro, kto dał państwu prawo oceniać: kto gdzie może przebywać".
Kilka dni temu sprawę opisał lokalny "Kurier Południowy". Kierowniczka już nie rozmawia z mediami.
Przemysław Bogusz z Monaru odpowiedział "Gazecie" e-mailem: będzie to schronisko specjalistyczne dla osób bezdomnych starszych i niepełnosprawnych, a stowarzyszenie "nie planuje zmiany charakteru ośrodka". "Zależy nam na tym, aby relacje z mieszkańcami Bobrowca układały się jak najlepiej, dlatego chcemy nie tylko zaprosić ich do odwiedzania nowej placówki (niektórzy z mieszkańców już u nas byli i deklarują różnorodną pomoc), ale także zorganizować wizytę zainteresowanych w jednym z naszych ośrodków o podobnym profilu".
U nas nie ma mowy o agresji
Z mieszkańcami rozmawiam w gospodarstwie agroturystycznym ze stadniną vis-a-vis powstającego schroniska. Pali się w kominku, eleganckie skórzane fotele, barek. Przypominam o protestach w pobliskim Konstancinie i Kawęczynie w latach 1989-90. Markot próbował tam otworzyć pierwsze w Polsce ośrodki dla zakażonych HIV. Mieszkańcy stawili się z widłami, wybili szyby kamieniami. Podopiecznych trzeba było szybko wywieźć.
Marek Moszyński z Bobrowca zapewnia: - Emocje wśród nas są duże, ale przecież nie ma mowy o agresji fizycznej. Nikt nie wybiera się pod ośrodek, kiedy będą przywożeni podopieczni. Sprawdzamy, czy powstał zgodnie z przepisami. Mamy prawo być współodpowiedzialni za to, co się dzieje we wsi. To postępowanie Monaru zmusiło nas do podejrzliwości.
Dodaje, że gdy zajdzie potrzeba, mieszkańcy złożą się na kancelarię prawną. Będą szukać powodów, by schroniska się pozbyć.
Dyrektor Pactwa: - Mieszkańców proszę o tolerancję. Problem bezdomności może dotknąć wszystkich. Zdarzają już się nam klienci, którzy jeszcze dwa lata temu mieli mieszkania na kredyt, po dwa samochody. Pracowali w banku i stracili pracę.
autor: Wojciech Karpieszuk
źródło:
http://wyborcza.pl/1,76842,12959646,Eks ... _obok.html