Niniejszym prostuję
Fakt faktem, w różnych miejscach Gminy, kanały, rowy i przepusty udrożniano aż miło, kopano nowe, wkładano większe przepusty i to ewidentnie jest jedna z przyczyn.
Zawalona krzakami, drzewami i śmieciem Jeziorka także robi swoje.
Nie zgodzę się już za to z Wisłą - z tego co dzisiaj słyszałem, wczoraj wieczorem było widać wyraźną różnicę w poziomie rzeki Jeziorki na odcinku - dajmy na to kilkuset metrów. Cały ten syf po prostu spowalnia. Wisła nie miała jakiegoś wybitnie wysokiego poziomu.
To de facto pewnie i tak nie wszystkie przyczyny, bo trzeba jeszcze dodać jazy, koordynację w Gminie, koordynację w Powiecie, itp, ale o jakieś wnioski można się już pokusić - postaram się na szybko, jak już wszyscy ochłoną, złożyć to do Burmistrza, a nuż coś pomoże...
1. W sobotę koło południa byłem obecny podczas spotkania z dyrektorem sztabu kryzysowego od wojewody (albo marszałka
. Padło pytanie: czy jaz w Konstancinie jest otwarty? - Tak, dzwoniliśmy, mają otwarty...
Pojechałem na miejsce, otwarta jedna z 4 przegród...
W niedzielę rano były otwarte całe dwie, w trakcie dnia otworzyli (przy wybitnym fizycznym udziale urzędników z Gminy Piaseczno) trzeci.
I tak jest, z tego co wiem, po dziś dzień. Zresztą i tak się przelewało z powrotem, tudzież zrównało.
Jak do tego dodamy tradycyjne zamieszanie z poszukiwaniem kluczy do upustów, spóźnioną regulację zapór w Jazgarzewie i w Zawodnem, możemy sformułować pierwszy wniosek / postulat:
"Na szczeblu Gminy, a może nawet Powiatu, powinien się pojawić nowy urzędnik (albo dać już istniejącemu takie kompetencje) - jazowy - człowiek, który po każdym większym deszczu, gdy tylko istnieje ryzyko zalań (nie, gdy już toniemy) wizytuje wszystkie jazy w Gminie/Powiecie i odpowiednio reguluje. Gdyby bowiem już z rana w piątek, od razu po opadach, otworzyć na maksa Konstancin, woda by zleciała, a na tą, która potem napłynęła, mielibyśmy jeszcze zapas miejsca. No i oczywiście odpowiednia regulacja dalszych jazów, ale to już szczegóły techniczne"
2. Korzystając z faktu wizyty i deklaracji pomocy od wspomnianego wcześniej dyrektora, Burmistrz Lis mógłby wykorzystać sytuację i spróbować zrobić dwie rzeczy (ja wiem, że nie jego kompetencje, ale sam się kiedyś deklarował, że będzie rozmawiał "wyżej" w imieniu naszym, mieszkańców):
"Ustalić raz na zawsze, kto za co odpowiada odnośnie rzek, kanałów, wałów, podpisać memorandum z udziałem wszystkich dziesiątek zainteresowanych urzędów i instytucji, w którym poza ustaleniami prawa własności itd., każdy zadeklaruje co i kiedy zrobi. A jak nie to 10 lat galer."
oraz
"Ustali, komu wolno wyciąć drzewa i krzaki z koryta i udrożnić rzekę. Jak ustali, zmusi do wyczyszczenia jak tylko woda opadnie. Jak się instytucji nie będzie chciało, brak kasy, ludzi etc, wywalczy zgodę na wyczyszczenie we własnym zakresie. Jak Gminie sił nie starczy, mogę się założyć, że mieszkańcy chętnie przyjdą z piłami po drewno do kominka "
Acha, jeszcze jedno w tym temacie. Jak się gdzieś objawi jakiś zielony pedał i będzie bronił ptaszków, krzaczków, żabek i innego tałatajstwa, takiemu namiot postawić między wałami i zostawić go tam pod strażą na letnie miesiące, niech sobie poobcuje z przyrodą "z bliska".
Tyle na teraz, obiad zjadłem, wracam na wioskę monitorować co i jak