Jako, że mój temat kulinarny spotkał się z tak oszałamiającym odzewem, że sam sobie muszę odpisywać, dziś zapodam zagrychę równie wykwintną jak ów smalczyk. Dziś zrobimy Zającówę! Wyjaśnienie pochodzenia nazwy będzie później...
Szykuje się niezła libacja u Ciebie, czymś więcej niż słonymi paluszkami wypadało by zakąsić i nie wiesz jak zaskoczyć gości? Chcesz podać coś prostego, a jednocześnie niebanalnego i nie powodującego wzrostu zadłużenia w pobliskim sklepie? świetnie trafiłeś, tu jest rozwiązanie problemu.
Krok pierwszy: Udajemy się do lodówki.
Uchuhuuu.., cóż my tam mamy?! Sznycelki niezbyt smaczne od Mamusi, nieco stara konserwa, trochę zaschnięta kiełbaska, kilka zwiędłych parówek, jakaś mielonka sprzed kilku dni...
A to co?? Uuuu... ale daje! Nie! Tego czegoś, co powoli przekształca się w inteligentną formę życia do robienia zającówy nie użyjemy.
Słowem z lodówki wygarniamy wszelkie niemedialne produkty mięsne, również gotowe potrawy.
Te jeszcze bardziej niemedialne same z lodówki wyjdą jeśli się drzwi pozostawi na chwilę otwarte.
Krok drugi: Oceniamy swoje możliwości finansowe i udajemy się do sklepu po resztę produktów.
W sklepie nabywamy:
- 5 Tyskich;
- 300-500g sera żółtego;
- ryż w torebkach;
- groszek, qqrydzę, czy co tam kto woli w puszce;
- 10dkg salami;
- cebulę i czosnek;
- boczku kilka plastrów;
- co się komu nawinie a właściwie to, na co jeszcze nas stać...
Krok trzeci: Otwieramy pierwsze Tyskie i spożywając szukamy żaroodpornego naczynia. Jeśli je znajdziemy to na dół kładziemy cebulę, zaś boki wykładamy plastrami boczku. Ma to znaczenie technologiczne, gdyż potrawa potrafi przywrzeć do odkrytych ścianek naczynia z siłą SuperGlue. W międzyczasie wstawiamy ryż. Mięska i to cośmy zdobyli kroimy jak się nam podoba, groszek odsączamy zaś ser na tarce ścieramy.
Krok czwarty: Zmiana butli, ryż podgotowany przez 10min mieszamy z groszkiem czy qqrydzą i mięsem dając pieprz i insze przyprawy, po czym rozpoczynamy ładowanie warstw: naprzemiennie ryż i ser zaprawiony gigantyczną ilością oregano i zmiażdżonego czosnku. Przypraw nie żałujemy, gdyż wtedy mamy gwarancje, że nie będzie czuć smaku niemedialnych mięsek. Kończymy serem, który z wierzchu obkładamy szczelnie plastrami salami. Całość ugniatamy lekko.
Krok piąty: £adujemy w siebie kolejne Tyskie, zaś zakryte naczynie do piekarnika nagrzanego do 180*C. Orientacyjny czas zapiekania: aż w całej chałupie czuć potrawę, wystający ser się przypali, a ślinotok będzie nie do opanowania, czyli około 40 – 60 minut.
Krok szósty: Właśnie goście przyszli, zatem zającówa wjeżdża na stół na desce (inaczej obrus się od gorącego dna naczynia stopi). Jemy ze smakiem nie żałując kielichów.
Teraz propozycje:
Możemy też zrobić zającówę hiszpańską – wtedy podczas wkładania naczynia do piekarnika należy krzyknąć głośno "Ole!".
Zającówę diabelską uzyskamy, jeśli podczas przygotowania potrawy odwrócimy "do góry nogami" krzyż wiszący w kuchni.
Zającówę gołkowską otrzymamy myśląc intensywnie podczas przygotowania o Gołkowie.
A teraz geneza nazwy:
Pochodzi ona od Zająca Samopoziomki, który ma permanentne rozwolnienie o konsystencji masy samopoziomującej. W skrócie wygląda to tak (ruszcie swoją wyobraźnię): z [cenzura] nitka a na ziemi płachta.
Zając jest wredny! Jeśli idąc drogą poczujesz jakieś kręcenie w brzuchu, to rozejrzyj się, czy nie widać gdzieś jego uszu. Jeśli rozpoczyna się intensywne bulgotanie w twych jelitach – znaczy już kica do Ciebie. Jeśli pacnie Cię łapką – masz przesrane w dosłownym tego słowa znaczeniu...
Tyle o nazwie.
Ktoś mógłby się zapytać, czemu nie kupić wszystkich produktów świeżych? Oczywiście, że można, ale wtedy wyjdzie zwykła zapiekanka z ryżem, a nie prawdziwa zającówa, która się charakteryzuje tym, że większość produktów jest już mocno po dacie ważności.
Ogólnie rzecz biorąc – zającówa wychodzi zawsze, ale którędy, to już jest inna sprawa...
I pamiętajcie, wredne zające są wszędzie!
Pozdrawiam tych, co do końca posta dotrwali.
Kuc.