Wczoraj odwiedziłem pizzerię Palomino (mam nadzieję, że nie przekręciłem nazwy). Mieści się ona na bazarku, kilkadziesiąt metrów za chińczykiem.
Wnętrze, jak to w bazarowych budkach, nie zachwyca, ale idąc tam nie spodziewaliśmy się widoku jak z luksusowych restauracji, więc nie ma co narzekać - trzy stoliki, przy każdym cztery krzesełka, na ścianach jakieś tam elementy wystroju z drewna i wikliny.
Początek nas zraził, bo młoda para, która zamawiała placka przed nami, oddała go po zjedzeniu zaledwie jednego kawałka pizzy. No ale mimo wszystko postanowiliśmy spróbować. Zamówiliśmy placek oznaczony numerem 9 (nazwy nie pamiętam, w każdym razie był to kurczak z ananasem i kukurydzą).
Czas oczekiwania - na plus. Pizzę dostaliśmy chyba po niespełna 15 minutach. Na placku naprawdę sporo dodatków - w tym taka ilość kuraka, której na pewno nie dostalibyśmy w Da Grasso. Ciasto idealnie podpieczone - nie ciągnęło się jak guma, nie było przypalone, nie było również uwalone dookoła mąką. Ser nie zrobił się pomarańczowy po 5 minutach, więc podejrzewam, że był serem, a nie wyrobem seropodobnym. Cenowo także znośnie. Na plus jeszcze rewelacyjny ostry sos.
Wrócę tam jeszcze, żeby zobaczyć, czy następnym razem będzie tak samo, czy może po prostu miałem szczęście, ale pierwszą wizytę mogę zaliczyć do udanych
.