"Odszedł tropiciel miejskich absurdów"
żegnamy Tomasza Rolińskiego, społecznika, którego my, dziennikarze, żartobliwie przezwaliśmy "postrachem warszawskich urzędników"
Zmarł nagle w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Miał 40 lat. W środę w kościele w Marysinie Wawerskim odbył się jego pogrzeb.
Pamiętam, jak w kwietniu 2008 r. pan Tomasz zabrał mnie na wycieczkę, by pokazać, jak to określił, "prawdziwą Warszawę": zapchane po brzegi studzienki kanalizacyjne, ślepe ścieżki rowerowe z wyrastającymi na środku koszami i latarniami, przewrócone znaki drogowe, które przez miesiące zalegają na poboczach. Każdą "usterkę" zgłaszał do odpowiednich służb. Znali go bardzo dobrze w Zarządzie Oczyszczania Miasta, w Zarządzie Dróg Miejskich, w Zarządzie Transportu Miejskiego, w biurze drogownictwa i komunikacji w ratuszu, w drogówce. Wśród urzędników miał opinię męczyduszy, bo nigdy nie odpuszczał. Monity opatrzone zdjęciami "usterek" słał do skutku, aż odpowiednie służby naprawiły błędy. I dzięki jego uporowi Warszawa zmieniała się na lepsze. To on po wielu miesiącach "nachodzenia" pracowników ZOM wymógł na nich przestawienie tysięcy koszy na śmieci ustawionych bez ładu i składu to na środku ścieżek rowerowych czy tuż przy przystankach autobusowych, blisko krawężnika i zatoczki. Pasażerowie, wychodząc z autobusów, przez lata wpadali wprost na te kosze.
Pan Tomasz żartował, że ma dar wykrywania drogowych niedociągnięć. Podczas naszej wycieczki sprzed ponad półtora roku nie mogło być inaczej. Przy ruchliwej Trasie Siekierkowskiej natknęliśmy się na zepsuty sygnalizator świetlny. Wydobywał się z niego ciągły dźwięk - znak dla niewidomych, że jest zielone. Ale akurat było czerwone. Pan Tomasz od razu chwycił za telefon i zadzwonił do ZDM. Sygnalizator naprawiono jeszcze tego samego popołudnia. Później uświadomiłem sobie, że Tomasz Roliński mógł wtedy uratować komuś życie.
Znalazłem w internetowym archiwum "Gazety Stołecznej" kilka listów przesłanych przez niego do naszej redakcji. Ostatni wydrukowaliśmy 9 grudnia. Alarmował o przeciągającym się w nieskończoność remoncie na ul. Korkowej w Marysinie Wawerskim. W liście napisał: "Zakład Remontów i Konserwacji Dróg już od maja dłubie się z chodnikami wzdłuż Korkowej. Ulica ma długość trzech przystanków, mimo to nie zrobili nawet połowy, a jakość tego, co już osiągnięto, jest przerażająca. Np. do zagęszczania gruntu po położeniu kostki używają maszyny wibracyjnej bez gumowej podkładki, wskutek czego kostka jest podrapana i wygląda ohydnie, a ludziom pękają domy. Taka mata pod maszynę kosztuje 250 zł". Bo Tomasz Roliński nie tylko wytykał błędy, ale zawsze też doradzał, jak je rozwiązać.
Tomasz Roliński wiosną 2008 r. przy zepsutym sygnalizatorze dźwiękowym dla niewidomych na rogu Trasy Siekierkowskiej i Wisłostrady
Źródło:
http://www.warszawa.gazeta.pl/warszawa/ ... urdow.html