Podtopione posesje, ciągły strach przed deszczem i bezradność mieszkańców, którzy obijają się od muru urzędniczej niemocy. To Wilcza Góra w podwarszawskiej gminie Lesznowola - Oto nasza Wenecja! - wita starszy mężczyzna, mieszkaniec wsi przez niektórych zwanej też "Wilczą Dziurą". Dlaczego? - Bo tu nikt o nas nie pamięta. Jak pada, to zalewa nam domy - żalą się ludzie. Jesteśmy 7 km od Piaseczna. Miejsce kusi szukających ciszy i spokoju blisko Warszawy. Władze gminy Lesznowola w szybkim tempie wydawały zgody na odralnianie działek i zmianę ich przeznaczenia na cele budowlane - im więcej nowych lokatorów, tym wyższe wpływy do gminnej kasy z podatków.
Dziś Wilcza Góra nie przypomina typowej wsi. Zwierząt hodowlanych prawie tu nie ma, są za to piękne domy i zadbane ogrody. Stoją po obu stronach ul. Jasnej. To nieutwardzona droga pełna dziur, kałuż i błota, bez odpływu i kanalizacji burzowej. Tylko tędy można się dostać do asfaltowej al. Wojska Polskiego i dalej w stronę Warszawy, Lesznowoli czy Piaseczna. Dramat w Wilczej Górze zaczął się w maju 2010 r. - Zalana była cała działka. Woda aż po kostki stała dwa tygodnie - wspomina Monika Ziółkowska z Jasnej 44. - Potem posesję zalało mi jeszcze cztery razy. W najgorszej sytuacji jest Alicja £uczak. Jej dom przypomina wyspę. - Najpierw się popłakałam. Miałam żal do gminy, bo w cywilizowanym europejskim kraju powinny być pewne zabezpieczenia. O tym, że ma zalaną całą posesję, dowiedziała się od sąsiadki. - Miałam służbowe spotkania w Wielkopolsce. Kiedy zobaczyłam, jak to wygląda, nie wiedziałam, co robić. A dziś wody jest jeszcze więcej, bo ciągle pada.
"Zrobię wszystko, by ta sytuacja więcej się nie powtórzyła"
Wzdłuż ul. Jasnej nie ma kanalizacji burzowej. Deszczówka spływa więc na boki i zalewa okoliczne posesje. Dwa lata temu po artykułach "Gazety Stołecznej" działki zostały podłączone do kanalizacji sanitarnej, a gmina znalazła pieniądze na remont rowów i czyszczenie zarośniętych kanałów. System melioracyjny nie był konserwowany od lat. To jednak nie rozwiązało problemu - nieczystości wybijały w domach przez umywalki i muszle klozetowe. Teraz fekalia pływają przed wjazdem na posesje sąsiadek Alicji £uczak i Agaty Mikundy, która jest od dawna zaangażowana w rozmowy z wójt Lesznowoli. - Po ostatnich opadach zebrałam podpisy od mieszkańców. W sumie 75 nazwisk, ale właścicieli pustych działek jest znacznie więcej. Przyjeżdżają i załamują ręce, bo ich tereny są zalane w 100 proc. Nie mogą ich ani sprzedać, ani się pobudować - opowiada pani Mikunda. Na początku tygodnia przekazała wójt Lesznowoli kolejne pismo z prośbą o wykonanie drogi wraz z odwodnieniem. - Ten projekt powstał w zeszłym roku, ale konieczne jest jednak pozwolenie wodno-prawne ze starostwa w Piasecznie - mówi.
- Trwa procedura - mówi Leopold śliwiński, naczelnik powiatowego wydziału ochrony środowiska. - Jeżeli nie będzie uwag merytorycznych do projektu, to taką zgodę wydamy. Projekt jest podzielony na dwa etapy. W pierwszym powstanie kanalizacja burzowa, w drugim - utwardzona droga z kostki brukowej. Sęk w tym, że w budżecie gminy na ten rok nie ma na to pieniędzy. - Planowaliśmy je pozyskać ze sprzedaży gruntów - mówi Maria Batycka-Wąsik, wójt gminy Lesznowola. Jednak trzy kolejne przetargi z coraz niższą ceną za działkę skończyły się fiaskiem. - Uda się - przekonuje pani wójt. - To bardzo atrakcyjny teren tuż przy wjeździe do Warszawy, blisko Puławskiej. Jeden z projektów przygotował dr Maciej Kalinowski, inżynier środowiska i mieszkaniec Wilczej Góry. - Chodzi o wybudowanie drogi wraz z odwodnieniem i grawitacyjnym spływem wód opadowych do przepompowni. Stąd mają trafiać do rowu piaseczyńskiego.
Jednak mieszkańcy Jeziorek i Piaseczna obawiają się, że ścieki z Wilczej Góry zaleją ich tak jak w 2010 r. Wtedy zatopionych było kilkanaście domów i aut, bo z brzegów wystąpiła rzeczka Perełka. - Możemy sterować odpływem do rowu piaseczyńskiego. Nie spowoduje to groźnych wylewisk - mówi dr Kalinowski. Pan Andrzej, jego sąsiad z ul. Zacisznej, zwraca uwagę, że błąd popełniono dawno temu: - Jeśli gmina buduje drogę, to musi zapewnić odpływ deszczówki. A tego nie było. I nadal nie ma. Jak to możliwe? Pani wójt, która rządzi gminą od 15 lat, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Tak powinno być, że najpierw buduje się drogi i instalacje, a potem sprzedaje działki, ale ten standard nie działa w Polsce - stwierdza Maria Batycka-Wąsik. Czy czuje się więc winna podtopieniom posesji? - Zrobię wszystko, by ta sytuacja więcej się nie powtórzyła - mówi.
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34 ... alam_.html